Co dalej z kibicami?
Dwa tygodnie temu pisałam w „Uważam Rze” o buncie kibiców przeciw rządowi i mediom. Teraz to już wojna.
Obserwowałam fora, kiedy kibice przygotowywali się do Pucharu Polski w Bydgoszczy: „Tylko nie dajmy się sprowokować” – taki był motyw dyskusji. Potem obejrzałam mecz. W pierwszej połowie protest: publiczność wychodzi, a na środku stadionu transparent „Donald Tusk premier Wybiórczej czy obywateli”. Tego stacje nie pokazywały. Skupiły się na tym, co zdarzyło się na koniec meczu. Niektóre – jak TVN24 – w tonie kompletnej histerii.
Nikt nie zapytał, dlaczego policja nie dokonała żadnych zatrzymań, nikt nie chciał się dowiedzieć, czy ktoś poważnie ucierpiał na stadionie lub został pobity. Nikt nie pytał, czym zajmowali się prywatni ochroniarze, którzy mieli strzec płyty boiska. Wszyscy za to chcieli wiedzieć, co zrobi premier Tusk i czy może do kibiców trzeba już zacząć strzelać, choćby gumowymi kulami. Wojewodowie dostali rozkaz zamykania stadionów Lecha i Legii, mimo że nic złego na nich się nie stało. A Donald Tusk zastosował odpowiedzialność zbiorową. Nie zapomina zniewag. Czeka wyraźnie na dalszy ciąg protestu. W kąt pójdą bezrobocie, inflacja i budżet. Rząd będzie teraz walczył z kibolami, skutecznie zrażając sobie kibiców. Nie bronię chuliganów. Przemoc trzeba wyrywać ze stadionów. Z korzeniami. Tylko najpierw trzeba zdać sobie sprawę, gdzie te korzenie wrosły.