Torpedą w kapitalizm
Litza powrócił na scenę ostrego grania w wysokiej formie. Debiutancka płyta Luxtorpedy nie zaskakuje, ale porywa
Niezależnie od tego, czy dorabia sobie jako oazowy muzyk w Arce Noego, Litza i tak pozostaje najwybitniejszym kompozytorem z pogranicza ostrego rocka i metalu, jaki objawił się w Polsce. Acid Drinkers, Kazik Na Żywo, 2TM2,3, Flapjack... Wszystko, czego się dotknął, było wydarzeniem, także pod względem artystycznym. Wiele wskazuje na to, że historia powtórzy się także w przypadku jego nowego projektu.
Luxtorpeda – skład, w którym towarzyszą Litzy muzycy związani z Armią i 2TM2,3 – nie jest oczywiście żadnym odkryciem Ameryki. To mocne, rockowe granie zawierające się gdzieś pomiędzy inteligentnym, eklektycznym metalem, którego pionierami były Sepultura i Soulfly, thrashowo-punkową energią, a tym, co Litza robił do tej pory. Największymi atutami są tu niemal wirtuozerskie granie zespołu i oczywiście konkretne, bardzo wyraziste riffy lidera.
Cieszy także to, że przestał wreszcie być artystą o mentalności neofity – wierzy i z perspektywy wiary opisuje świat, ale bez natrętnej ewangelizacji. Jego teksty wypełniają mroki kapitalizmu i konsumpcjonizmu, które zdaniem Litzy są głównym powodem rozmywania się pojęć dobra i zła. Nic nowego, ale w zestawieniu z potężnie brzmiącym, drapieżnym graniem robią wrażenie. Dobra, rzetelna robota, nie tylko do machania głową, ale też do robienia z niej użytku bardziej zgodnego z przeznaczeniem.