Śmiertelna wyliczanka
Timothy Snyder umieszcza Holocaust w kontekście innych ludobójczych praktyk, co do niedawna trąciło herezją
Ciężkie jest życie polonofila. Timothy Snyder, historyk z Uniwersytetu Yale, napisał błyskotliwą, dobrze udokumentowaną książkę o niemieckich i sowieckich zbrodniach popełnionych na terytorium dawnej Rzeczypospolitej. Wyliczył w niej, że totalitarny terror zabił 14 mln mieszkańców tej części Europy, w większości kobiet, dzieci i starców. Mimo przygnębiającej treści „Skrwawione ziemie” spodobały się amerykańskim czytelnikom. Recenzenci też byli łaskawi. Chwalili autora, któremu makabryczne statystyki nie przesłoniły tragedii jednostek, docenili oddanie głosu ofiarom i sprawcom.
Snyder umieszcza Holocaust w kontekście innych ludobójczych praktyk (co do niedawna trąciło herezją). Na każdym kroku podkreśla też podobieństwa i wzajemne inspiracje nazizmu i komunizmu. Polacy mają dodatkowe powody, by historyka z Yale hołubić. To on wprowadził do naukowego obiegu na Zachodzie wiedzę o rzezi wołyńskiej. W swojej nowej książce niemal cały rozdział poświęcił zaś eksterminacji Polaków – obywateli ZSRR. 85 tys. ofiar wielkiej czystki, straconych za rzekome szpiegostwo na rzecz II RP, to jedna z największych, ale i najmniej znanych zbrodni Stalina.
O to, by Snyder nie popadł w samouwielbienie, zadbał profesor Jerzy W. Borejsza – drzewiej specjalista od Mussoliniego, dziś od totalitaryzmów wszelkiej maści. Podczas warszawskiej premiery „Skrwawionych ziem” jasno dał Amerykaninowi do zrozumienia, że kłusuje na cudzym podwórku. Zdaniem profesora Snyder dopuszcza się karygodnych uproszczeń, nadużywa liczb, a styl pisania ma zbyt literacki – godny raczej Hanny Krall niż poważnego naukowca. Wytknął też gościowi z Connecticut, że zaczął narrację od lat 30. XX w., a powinien od I wojny światowej. Snyder, chociaż językiem naszym włada całkiem sprawnie, rękawicy nie podniósł. Może konsultował się z Normanem Daviesem i wie, że prędzej wielbłąd przejdzie przez ucho igielne, niż polscy historycy przyjmą do wiadomości, że świat do Anglosasów należy.