Wszyscy święci z Camp Nou
Barcelona stała się Rzymem futbolu. Tu prowadzą drogi kolejnych trofeów: mistrzostw i Pucharów Europy, stąd się rozchodzą drogi nauczycieli pięknej gry
Jest Rzym, to musi być i Watykan. Z bazyliką Camp Nou, otwieraną ponad pół wieku temu przy dźwiękach „Mesjasza” Haendla, a podczas meczów rzeczywiście cichą jak kościół, mimo że jej trybuny mieszczą prawie 100 tys. wiernych. Ma też ten Rzym Johana Cruyffa, samozwańczego papieża efektownego futbolu. Na co dzień zajmuje się on prowadzeniem sieci sklepów sportowych, doglądaniem własnej fundacji i grą w golfa. A dorywczo pisze i wygłasza kazania, co tydzień drukując dwa z nich. Jedno w holenderskim dzienniku „De Telegraaf”, drugie w katalońskim „El Periodico”.
W nich przypomina dogmaty dobrej gry, chwali wiernych uczniów, potępia wrogów. Poucza, jak mają grać Barcelona i Hiszpania, Ajax i Holandia. I jak mają nie grać drużyny Jose Mourinho, Portugalczyka, który kiedyś terminował w Barcelonie, ale, jak widać, niczego nie zrozumiał, bo morduje futbol.