Co dalej z IPN?
Harmonia panowała jeden dzień. Rada IPN wybrała kandydata na prezesa. Został nim dr Łukasz Kamiński. Kandydat zyskał pozytywne recenzje mediów od prawa do lewa. Zdarzyło się coś pozytywnego, w czym zasługa również posłów PO, bo wybierając radę IPN, nie postawili wyłącznie na swoich, za to na naukowców z autorytetem.
Ale już następnego dnia z „Wyborczej” dobiegł ostrzegawczy pomruk. Oto Kamiński nie zajął wobec książki o Wałęsie dokładnie takiego stanowiska, jakiego sobie życzy gazeta Michnika.
A w Radiu Tok FM sama Janina Paradowska ostrzegła przed kandydatem marszałka Grzegorza Schetynę, który wkrótce będzie wraz z klubem PO w Sejmie decydował o jego losie.
Czy koalicja rządowa pójdzie za tymi głosami i odrzuci tę kandydaturę? Uzasadnić byłoby to trudno. Kamińskiego wybrano przecież według procedury, która miała być receptą na coś, co PO nazywała „odpolitycznieniem” IPN.
Możliwe więc, że Kamiński wybór jednak uzyska. Ale łatwego życia mu nie wróżę. PO już w obliczu kampanii zerka w lewo, po wyborach będzie pewnie rządzić z SLD. IPN może się stać dla nowego układu rządowego chłopcem do bicia. Gniecionym budżetowymi oszczędnościami i straszonym politycznymi tyradami. W ramach „odpolitycznienia” ma się rozumieć.