O prawdzie i strachu
Niemal nieustannie w życiu się bałem. I chyba mało kto najadł się strachu tak jak ja – od dziecka
Od dawna myślałem o napisaniu czegoś o strachu: wspomnienia, opowiadania, traktatu... Lecz mając całą swą uwagę przykutą do swej parotomowej powieści, wciąż odkładałem to na później. Dopiero musiało zdarzyć się coś, co nakłoniło mnie, bym wrócił do tego ze zdecydowaniem. A było to przyznanie mi orderu Opoka, im. Piotra Skórzyńskiego z niezwykłą sentencją: „Nieulękłym w dążeniu do prawdy”. Nieulękłym...? Prawdę mówiąc, ja się niemal nieustannie bałem. I chyba mało kto najadł się w życiu strachu tak jak ja – od dziecka. W czasie oblężenia Warszawy, okropnie! Bo jak się nie bać, gdy podmuch bomby kołysze całym domem, a ty oparty o ścianę czujesz to plecami? I jak się nie bać, gdy jako uczeń siódmej klasy rozklejasz na murach ulotki „Hitler Kaputt” i dopada cię myśl, że wpadłeś, że na Gestapo nie wytrzymasz tortur i sypniesz innych? W czasie Powstania Warszawskiego – jak przeskoczyć przez ulicę, gdzie chodzą „tygrysy”? Strach, że dosięgnie cię seria z karabinu maszynowego! Zajęli już naszą dzielnicę, podobno rozstrzeliwują mężczyzn. Mam 16 lat, nie wiem, czy jestem już mężczyzną, czy jeszcze nie. Wyprowadzili na ulicę, nogi miękną, ale nie rozstrzeliwują, podpalają tylko dom.