Najwyższa pora wejść na esejbooka
Gdyby Bieńczyk był na Facebooku, zamiast komentarzy pisałby eseje
Na szczęście „poza siecią też można mieć swój profil”, jak pisze Marek Bieńczyk, potwierdzający powyższą tezę niezwykle wyrazistym tomem, w którym przedstawia się czytelnikowi jako doskonały eseista.
Ponieważ tytuł – nawiązujący do popularnego portalu – zobowiązuje, autor, nie rezygnując z erudycyjnej swady, stara się podejmować tematy atrakcyjne.
„Pisz, ale też trochę żyj” – strofuje sam siebie i do swoich „znajomych” pokroju Mickiewicza, Słowackiego, Krasińskiego, Barthes’a czy Baudelaire’a dodaje również Beenhakkera oraz… Winnetou.
Eseje Bieńczyka opowiadają o wielu dziedzinach życia – autor zręcznie przeskakuje od porównawczego studium śmierci Hugo i Mickiewicza, do perfum Calvina Kleina z serii Angel, zaś od dywagacji o tłumaczeniu „Niebezpiecznych związków” do pewnego drugoligowego meczu Gwardii Warszawa. Co najistotniejsze – całość jest niezwykle zwarta, a gdy czytelnik odkryje, co jest jej spoiwem z pewnością wybierze opcję, „Lubię to!”