Dźwięk końca piosenki
Można było wątpić, czy w ogóle nagrają płytę. Nikt nie mógł się spodziewać, że będzie tak dobra
Mając w pamięci bardzo przeciętne „Happiness Is Easy” sprzed pięciu lat, ale też lekturę książki „Życie to surfing” – biografii zespołu autorstwa Leszka Gnoińskiego ujawniającą niezbyt ciepłe relacje między muzykami – szanse, że Myslovitz stworzy jeszcze coś sensownego, wydawały się minimalne. Ot, grupa 40-latków znudzonych i sobą nawzajem, i ciągłym ogrywaniem kilku tych samych hitów na juwenaliach – nawet patrząc na ich miny wyzierające od czasu do czasu ze zdjęć, można było odnieść wrażenie, że najchętniej byliby gdzieś indziej. „Nieważne, jak wysoko jesteśmy” zmienia wszystko. Płyta jest po prostu znakomita.
Nie ma tu prostych i nośnych przebojów pokroju „Długości dźwięku samotności”, „Scenariusza dla moich sąsiadów” czy „Chciałbym umrzeć z miłości”. Od biedy rolę taką spełniają „Ukryte”, ale nawet ta spokojna piosenka ma w sobie więcej klimatu i jakiegoś podskórnego smutku niż ambicji stania się wakacyjnym hitem.
Pozostałe utwory – nieważne, czy jest to balladowa „Srebrna nitka ciszy” czy wyjątkowo jak na Myslovitz zadziorne, pełne drapieżnych akordów gitar „Ofiary zapaści teatru telewizji”, czy „Efekt motyla” – to granie bardzo rockowe: brudne, spontaniczne, niezwykle jak na ten neurotyczny skład ekspresyjne. Popu i piosenkarstwa jest tu jak na lekarstwo – jest za to mnóstwo błyskotliwego, alternatywnego grania na światowym poziomie.
Kiedy Myslovitz debiutował w 1995 r., krytycy lokowali jego muzykę gdzieś między ambitniejszymi formami brit popu, bliskiego choćby Suede, a amerykańskim garażowym, psychodelicznym rockiem z jego okrętami flagowymi, The Velvet Underground i Sonic Youth na czele. „Nieważne, jak wysoko jesteśmy” to w zasadzie powrót do tamtych czasów. W zasadzie, bo chociaż z utworów tryska podobna energia, generuje ją już nie banda gówniarzy z gitarami, lecz dojrzały i bardzo sprawny zespół, co słychać zarówno w muzyce, jak i tekstach. A to mieszanka wybuchowa, tak jak wybuchowa jest ta płyta. Świetne.
Myslovitz
„Nieważne, jak wysoko jesteśmy”
EMI