Wiecznie młoda Manuela
„Trans” Manueli Gretkowskiej to jej najlepsza książka. Nadal jednak to tylko pensjonarskie opowieści o seksie i duchowości New Age. I to właśnie w „Transie” jest mnajbardziej wstrząsające!
Trans” spotkał się z różnorodnymi opiniami krytyki. W zeszłym tygodniu na łamach „Uważam Rze” Krzysztof Masłoń nazwał powieść Gretkowskiej „gównianą” i uznał, że jej pisarstwo sięgnęło dna. W „Newsweeku” na kolana przed talentem Manueli padł Piotr Kępiński, a jego gest powtórzył w „Życiu Warszawy” Maciej Robert. Jaka jest więc ta nowa rzecz Gretkowskiej?
Koszmar w labiryncie
Z punktu widzenia warsztatowego „Trans” doprowadzony jest prawie do perfekcji. Gretkowska prezentuje się jako autorka świadoma swoich atutów, potrafiąca wykorzystywać swoje przewagi i wabiki. Jej słowna wirtuozeria, zabawy w skojarzenia, umiejętność dawkowania humoru, wulgarności, posługiwanie się skrótem, anegdotą powodują, że „Trans” – bez względu na to, co piszą jej przeciwnicy – jest zręcznie, najzręczniej bodaj ze wszystkich książek Gretkowskiej napisaną powieścią. Gretkowska sięga do swej uniwersyteckiej erudycji, bawi się nią, puszcza oko do bardziej oczytanych, podaje rękę mniej wytrawnym, wszystko preparuje z mistrzostwem, zmierzając ku czytelniczemu sukcesowi.