Powrót barda
30 lat temu piosenki Kaczmarskiego sięgały szczytu popularności. Zaraz po roku 1989 zapomniano o nim
Wydawałoby się, że Polska po roku 1989 powinna stać otworem przed tak wybitnym artystą jak Jacek Kaczmarski. Powinna o niego zabiegać i stwarzać inkubatoryjne warunki, by taki gigant skoncentrował się wyłącznie na twórczości dla nas i dla wieczności. Stało się jednak inaczej.
Julian Tuwim, gdy powrócił w 1946 r., został uznany za poetę państwowego. Ówczesne komunistyczne władze chuchały na niego i dmuchały. Podarowano mu nawet willę w Aninie, by mógł sobie spokojnie egzystować. III RP była bardzo oszczędna w fetowaniu Jacka Kaczmarskiego. Paradoksem jest to, że odznaczony został w 2000 r. przez prezydenta RP Aleksandra Kwaśniewskiego Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski za zasługi dla Socjaslistycznego Związku Studentów Polskich (sic!). Prezydent RP Lech Wałęsa nie zdobył się na to, by uhonorować barda „Solidarności” za zasługi dla Polski. A ojczyzna miała wobec niego dług za to, że „dodawał pieśnią sił” w czasach przełomu oraz w mrocznych latach stanu wojennego i promował „naszą sprawę” przez wiele lat na Zachodzie.