Przedwyborcza waga sił
Czy Donald Tusk, stojący na czele swojego wojska, jest dzisiaj równie zgubnie pewny siebie, jak Ulrich von Jungingen 601 lat temu, stojąc na grunwaldzkich przedpolach?
Premier jeździ otwierać obserwatoria astronomiczne przy szkołach i uruchamia kolejne kampanie – jak ta przeciwko kibolom – w ramach których dzielnie walczy ze stwarzanymi na potrzeby tychże kampanii problemami. Jarosław Kaczyński zjawia się na spotkaniu u prezydenta Komorowskiego i nawet podaje mu rękę, co staje się wydarzeniem niemal równie doniosłym, jak sama wizyta Baracka Obamy. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że zaczyna się kampania wyborcza. Warto zatem przyjrzeć się, jak na niespełna pięć miesięcy przed decydującą bitwą wyglądają zasoby obu politycznych armii.
Nie rozstrzygając przed czasem o wyniku starcia, warto przypomnieć sobie grunwaldzką bitwę 1410 r. (i nie jest to bynajmniej aluzja do „dziadka w Wehrmachcie”). Krzyżacy mieli wprawdzie mniej wojska niż strona polsko-litewska, ale byli przekonani o swojej przewadze. Mieli wszak w obozie wybitnych rycerzy z Europy Zachodniej, ciężką jazdę i artylerię. Mało tego, w trakcie bitwy byli w pewnej chwili tak pewni zwycięstwa, że w którymś momencie zaintonowali pieśń triumfalną „Crist ist entstandin”. Jak się to dla nich skończyło – wszyscy wiemy.