Zmiana obrazu armii
Edyta Żemła, Łukasz Zalesiński
Były uściski, gratulacje, podziękowania.
– Honor polskiego żołnierza został obroniony – oznajmił szef MON Bogdan Klich. Ale choć sąd uniewinnił w środę siedmiu komandosów oskarżonych o ostrzelanie afgańskiej wioski, sprawy Nangar Khel nie można uznać za zamkniętą. I to nie tylko dlatego, że wyrok jeszcze się nie uprawomocnił, a prokuratura rozważa apelację.
Eksperci i zwykli żołnierze są zgodni – nasza armia prawdopodobnie już nigdy nie będzie taka sama. Sprawa Nangar Khel wymusiła istotne zmiany w prawie. Najważniejsza dotyczy zasad użycia broni.
Do niedawna były one identyczne dla żołnierzy służących w jednostce w kraju i dla tych w Afganistanie. Od stycznia tego roku obowiązuje jednak znowelizowana ustawa o udziale polskich kontyngentów w misjach zagranicznych.
– Precyzyjnie określa sytuacje, w których żołnierz może użyć broni – nie tylko w samoobronie, ale także wyprzedzająco, kiedy on albo jego przełożony uzna, że grozi mu niebezpieczeństwo – podkreślał Klich.
Od zmian prawnych ważniejsze są te, które zaszły w głowach ludzi.
– Sprawa Nangar Khel odcisnęła ogromne piętno na armii i musi minąć jeszcze wiele lat, by zwykli żołnierze o tym zapomniel – uważa gen. Waldemar Skrzypczak, były dowódca Wojsk Lądowych. Mówi o tzw. syndromie Nangar Khel:
– Żołnierze mają w głowach to, że żandarmeria przeprowadziła szturm na domy zatrzymanych. Pamiętają, co przeżywały ich rodziny, i że sami komandosi spędzili długie miesiące w areszcie. Stąd brał się późniejszy strach przed używaniem broni na misjach.
Tymczasem uniewinnieni żołnierze będą zapewne starali się wrócić do normalnego życia. Sześciu z nich nadal wiąże je z armią (tylko st. szer. Damian Ligocki odszedł do cywila).
– Nie wyobrażam sobie robienia czegokolwiek innego. Jestem żołnierzem – podkreśla ppor. Łukasz Bywalec. Szef MON pytany w TVP o ich dalsze kariery zaznaczył: – Oficerowie i żołnierze uniewinnieni w sprawie Nangar Khel mają prawo awansować.