Nowa Platforma lewicy
Nie wszystko, co mówią politycy, warto brać na serio. Walka o wyborcę wymusza sztuczne uśmiechy i fałszywe gesty. Uśmiechy Jarosława Kaczyńskiego do „działacza lewicy w średnim wieku”, czyli Józefa Oleksego, nie zrobiły przecież z PiS lewicy. Podobnie wzięcie przez Donalda Tuska na listę PO Mariana Krzaklewskiego, byłego lidera „S”, nie uczyniło z PO formacji prozwiązkowej. No i nie twierdzimy, że była tancerka erotyczna w SLD oznacza wzrost seksapilu Sojuszu.
Ale niektóre deklaracje mają charakter nieodwołalny. To te, które dotyczą podstawowych wyborów ideowych, które oznaczają opowiedzenie się po jednej ze stron sporu o kształt naszej cywilizacji. Zaliczam do nich stwierdzenie premiera Tuska, że Polacy „dojrzewają“ do akceptacji związków partnerskich i że Platforma powinna po wyborach się tym zająć.
To coś więcej niż puszczenie oczka do wyborców lewicy. To mocne odrzucenie tego fragmentu nauczania Kościoła, który mówi o rodzinie i małżeństwie. Lider polskiej „chadecji” wybiera oto w sporze o podstawowe wartości społeczne te głoszone przez lewicę i te wspierane przez wszelkiego rodzaju ruchy feministyczne i homoseksualne. Nie jest to wybór cywilizacji życia.
Może tylko tak rzucił? Podpowiedział mu Igor Ostachowicz, rządowy magik od sondaży? Kto wie. Może to tylko zabawa wartościami. Jeśli tak – to smutne. I też nie zmienia faktu, że słowa te oznaczają mocny zwrot PO w lewo.
Szanowni państwo, ktoś to musi wreszcie powiedzieć: od 1 czerwca w Polsce rządzi lewica obyczajowa. Taki to prezent zrobił nam Donald Tusk w Dzień Dziecka.
A u kresu tej drogi, to już wiemy, dwóch tatusiów i dwie mamusie dla wielu dzieci.