Najnowsza interwencja Uważam Rze

Biznes

Kampania bez szansy drugiego dnia

Eryk Mistewicz

Decyzja Trybunału Konstytucyjnego sprawiła, że krótka powakacyjna kampania będzie musiała być wyjątkowo brutalna

Na werdykt Trybunału Konstytucyjnego oczekiwano jak na sygnał startu jesiennej kampanii. Do werdyktu kandydaci, ale i wszyscy conseilleros nie wiedzieli, jaką strategię przyjąć: lepiej startować do Sejmu czy do Senatu? (nie było wiadomo, według jakiej ordynacji odbywać się będą wybory do Izby Wyższej); lepiej inwestować w kampanie internetowe czy rezerwować tablice reklamowe (nie było wiadomo, czy zostanie utrzymany zakaz reklam politycznych); lepiej znaleźć się na dalekich pozycjach „starych partii” czy zaryzykować start z senackiej inicjatywy prezydentów miast? (która ma sens w przypadku utrzymania Jednomandatowych Okręgów Wyborczych do Senatu).



Decyzje Trybunału pozwalają dziś naszkicować najbardziej prawdopodobny przebieg kampanii.

Po pierwsze, Rafał Dutkiewicz, prezydent Wrocławia, z Zygmuntem Frankiewiczem, prezydentem Gliwic, i Jackiem Majchrowskim, prezydentem Krakowa, zdobyli złoty róg. Kandydaci na prezydentów miast w jednomandatowych okręgach wyborczych mają szansę zaistnienia na bocznej scenie polskiego parlamentu, o ile będą mieli ciekawy program (ten najpewniej od lat posiadają), ale przede wszystkim będą w stanie w intrygujący sposób przedstawić go opinii publicznej.

Po drugie, Internet nie wygra tych wyborów. Nie zostanie wprowadzony zakaz reklam politycznych. Wygrała wizja świata, w której to pieniądz ma decydować o wygranych wyborach; przekonanie, że „my” tych pieniędzy będziemy mieli więcej niż „oni”; przekonanie, że bez reklam politykom trudno jest już ludzi „kupić”, nie sposób inaczej nawiązać z wyborcami kontaktu. Nie wierzę w samoograniczenie się żadnej z partii w wydawaniu publicznego grosza. Nie tylko nie zostanie przerwana reklamowa spirala zbrojeń („musimy wydać więcej niż konkurenci, aby wygrać”), ale też z wyborów na wybory suma wydatków będzie większa. Żałuję, że Trybunał opowiedział się za amerykanizacją polskiej polityki, zamiast postulowanego przeze mnie od lat modelu francuskiego (zakaz reklamy wprowadzony we Francji w 1990 r. daje wszystkim partiom równe szanse, rewitalizuje politykę – vide ponad 80 proc. frekwencji w wyborach, mimo zakazu reklam).

Po trzecie, kampania będzie wyjątkowo ostra, być może najbardziej ostra z dotychczasowych. Nie tylko dlatego, że będzie krótsza niż zwykle, przy wyborach wyznaczonych przez prezydenta prawdopodobnie na 9 października. Przede wszystkim dlatego, że kampanię pozbawiono „szansy drugiego dnia”.

Dwudniowe wybory dawałyby większe szanse na zmobilizowanie elektoratu niezainteresowanego polityką, głównie Platformie Obywatelskiej. Twardy elektorat PiS pozostaje bowiem w stanie ciągłej gotowości, a siła oddziaływania partii Jarosława Kaczyńskiego, „trudnej partii na trudne czasy”, na osoby niezainteresowane polityką jest niewielka.

Tymczasem kampanie wygrywa się dziś właśnie komunikacją z osobami polityką niezainteresowanymi. Wygrywa się frekwencją wyborczą, a więc emocjami. Tylko one mogą poruszyć ludzi na tyle, by ruszyli się, poszli, zagłosowali. Nie dane, fakty, liczby, polska prezydencja, nie miliardy wydane na infrastrukturę w Polsce B, ale emocje, narracje, opowieści. Kampania jednodniowa oznacza, że Platforma musi silniej pobudzić elektorat zdemobilizowany, sięgnąć do pokładów silniejszych emocji.

Powtórzę: w tej kampanii nie będzie ważne, co Platforma Obywatelska zrobiła przez ostatnie lata ani co jeszcze partia Donalda Tuska i Grzegorza Schetyny planuje zrobić, ale kto jej w tym przeszkadza. W teatrze politycznym dla niezorientowanych widzów szczególne ważne będą więc te momenty, gdy przedstawiciele PiS będą atakowali Polskę na forum międzynarodowym (także wtedy, gdy w Warszawie będą przebywały delegacje zagraniczne), będą krzyczeć na dziennikarzy na konferencjach lub dadzą się naciągnąć na dywagacje o wielkich magnesach, końcu świata lub UFO, a jeszcze lepiej o pomysłach – najbardziej radykalnych – na uzdrowienie gospodarki.

Obydwie partie będą miały powody, aby w tej kampanii oszczędzać Sojusz Lewicy Demokratycznej. Choć o ile wyborca obudzony o godz. 4 nad ranem doskonale orientuje się, o co chodzi w kampaniach PO i PIS, o tyle nie jest w stanie powiedzieć, o co dziś chodzi SLD i dlaczego miałby głosować na tę partię. Nie znajduje krótkiej, jasnej odpowiedzi. Partia Grzegorza Napieralskiego powinna więc pomóc sama sobie, aby inne – i PO, i PiS – mogły jej pomóc. Kampania się bowiem właśnie rozpoczęła.

Autor jest konsultantem politycznym, twórcą strategii marketingu narracyjnego, współautorem wydanej ostatnio „Anatomii władzy”.

Poprzednia
1 2

Wstępniak

Materiał Partnera

Jak wdrożyć SAP S/4HANA?

Nowoczesne systemy informatyczne to podstawa dobrze działającego i innowacyjnego przedsiębiorstwa. Dla wielu firm wyzwaniem nie jest wybór systemu ERP, ale jego wdrożenie. Dlaczego? Musi być...

ZAMÓW UWAŻAM RZE

Aktualne wydania Uważam Rze dostępne na www.ekiosk.pl

Komentarz rysunkowy

Felietony

Artur Osiecki

Brexit mobilizuje regiony

Województwa chcą przyspieszyć realizację nowych programów regionalnych zarówno ze względu na zbliżający się przegląd unijny, jak i potencjalne negatywne konsekwencje wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej