Komu „jedynkę”, komu?
Pięknym obyczajem przedwyborczym jest „łapanie jedynek”. Zwyczaj ten przyjął się na terenie całego kraju
Łapanie jedynek” można porównać z sezonem godowym w świecie zwierzęcym. Wizualizują się automatycznie dwa jelenie na rykowisku atakujące się rogami i wydające groźne odgłosy. Porównanie jest oczywiście marne, bo w ramach partii atakują się całe stada i wariant jelenie contra łanie z parytetu też jest spotykany.
Natomiast szaty godowe niektórych polityków bywają zdumiewające. Jeden z senatorów nawet chadzał w kiecce. A znowu jedna partyjna surferka upodobała sobie czerwoną garsonkę. Generalnie niebieska koszula i wysmukła sylwetka gwarantują atencję elektoratu. Bez sensu – wychudzeni ze względu na potrzeby wizerunkowe są przeważnie smutasami. Kto widział szczerze roześmianą modelkę? Normalny człowiek musi zjeść i się napić. Chociaż wesołość jednego dobrze najedzonego i napitego posła też zasmuca. Opaleniznę z solarium zdezawuował raz na zawsze przaśny wicepremier. Czerstwota fizjonomiczna wystawała tak czy siak.