
Uważam się za bardzo zrównoważonego
Emir Kusturica opowiada nam o dwóch budowanych przez siebie miastach, planach nakręcenia biografii legendarnego „Pancho” Villi i powrocie do natury
W maju francuski rząd udekorował pana Legią Honorową – swoim najwyższym odznaczeniem. Czy czuł się pan bardzo wyróżniony, odbierając je?
To, co reprezentuje sobą sztuka i na czym ma polegać jej rola, od dawna staram się wyrażać w swoich filmach. Im jestem starszy, tym bardziej zastanawiam się, jak najlepiej pokazać ludzkie życie w kinie w kontekście historycznym i politycznym. Takie myślenie o sztuce filmowej jest dziś niemodne, a dla mnie przez całe moje życie właśnie to stanowi punkt honoru – by realizować obrazy tylko według powyższej zasady. Poczułem się bardzo wzruszony, że akurat przedstawiciele francuskiej kultury, która w dużej mierze ukształtowała mnie i mój stosunek do kina, postanowili mnie uhonorować.
W przyszłym roku rozpoczyna pan zdjęcia do „Wild Roses, Tender Roses”, biografii generała Francisca „Pancho” Villi, legendarnego przywódcy partyzantki chłopskiej z czasów rewolucji meksykańskiej. Dlaczego się pan nim zainteresował?
„Pancho” Villa to bardzo ciekawa postać rewolucji opierającej się na najbardziej sprzecznych ze sobą przesłankach w całej historii zbrojnych powstań. Był mocnym człowiekiem, kryminalistą i przywódcą gubernatorem. Takie połączenie zdarzało się i w innych rewolucjach, ale nigdy nie było tak po latynosku jawne. To takie meksykańskie… Zauważam podobieństwo między „Pancho” Villą a serbskimi bohaterami, którzy także bywali jednocześnie kryminalistami i politykami.