Gdy milknie Wielka Orkiestra
Za „dyszkę” możesz kupić trzy piwa lub wesprzeć organizację dobroczynną. Coraz więcej młodych woli pomóc, niż wypić. Wraca moda na dobroczynność
Pamiętacie panią Marvę Munson, czarnoskórą wdowę z filmu „Ladykillers”? Munson, brawurowo zagrana u braci Coen przez Irmę P. Hall, robi na drutach, gawędzi z portretem zmarłego męża, odwiedza lokalny posterunek policji z prośbą o zdjęcie z drzewa kota Korniszona. I każdego miesiąca wysyła 5 dol. Uniwersytetowi im. Boba Jonesa. Przywiązanie pani Munson do tej – skądinąd kontrowersyjnej – uczelni jest tak silne, że przyłapany na gorącym uczynku herszt rabusiów za milczenie oferuje duży datek właśnie na uniwersytet. Wdowa nie ulega, a w finale los nagradza ją pochodzącymi z napadu prawie dwoma milionami dolarów, które bez wahania przekazuje uczelni.
W polskiej kinematografii próżno szukać odpowiednika pani Munson. Prywatna dobroczynność, rozwinięta przed wojną w postaci licznych stowarzyszeń charytatywnych, zanikła w czasach PRL. I choć nadal nie jest zbyt popularna, niebawem może się to zmienić. Młode pokolenie, wzorem swych rówieśników na Zachodzie, coraz silniej angażuje się bowiem w dobroczynność.