Magdalenki z Cabourga
Wspominałem już, jak Tomasz Mann zachwycał się marcepanem. Dziś – idąc tropem słodkich fascynacji w literaturze – pochylmy się nad magdalenką – słabością Marcela Prousta.
„Machinalnie podniosłem do ust łyżeczkę herbaty, w której rozmoczyłem kawałek magdalenki. Ale w tej samej chwili, kiedy łyk pomieszany z okruchami ciasta dotknął mego podniebienia, zadrżałem, czując, że się we mnie dzieje coś niezwykłego. Owładnęła mną rozkoszna słodycz (...). Sprawiła, że w jednej chwili koleje życia stały mi się obojętne, klęski jako błahe, krótkość złudna (...) Ten smak to była magdalenka cioci Leonii. (...)” – tak pisał Proust na kartach tomu „W stronę Swanna”.
Magdalenka to małe cukiernicze arcydzieło. Ciastko przygotowuje się z mąki, jajek, cukru, masła, aromatu wanilii i paru kropel soku z cytryny. Surowce banalne, ale to francuski, a dokładnie mówiąc – polsko-lotaryński geniusz kulinarny potrafił wytworzyć coś tak lekkiego, delikatnego i smacznego.
Wykwintne ciastko wywodzi się bowiem z dworu naszego króla emigranta Stanisława Leszczyńskiego, który po 1738 r. wskutek łaski wielkich europejskich mocarstw dostał jako nagrodę pocieszenia księstwo Lotaryngii. Jego kucharka Madeleine Paulmier miała wymyślić to eleganckie ciastko, a król miał w podzięce obdarzyć ciastko jej imieniem.
O ile dobrze pamiętam z lektury „W poszukiwaniu straconego czasu”, ciocia Leonia mieszkała chyba w Combray, ale ja z kultem Prousta i magdalenek zetknąłem się w Cabourgu.We francuskiej Normandii to taki kurort na wzór Sopotu. Natychmiast rozpoznajemy ten sam styl drewnianych pałacyków, kasyna i urodę nadmorskiej promenady. Po raz pierwszy młody Marcel trafił tu, gdy miał dziesięć lat, lecząc astmę, a potem bywał tu często w latach 1907–1914.
Zdjęcie magdalenki reklamuje tutejszy Grand Hotel, w którym zatrzymywał się pisarz, a w pobliżu nadmorskiej promenady (oczywiście imienia Prousta) jest nawet kawiarnia o nazwie La Madeleine (adres: avenue Jean Mermoz 4). Miła bryza znad morza, wiklinowe fotele i stoliki, aromatyczna magdalenka i dobra kawa – każdy proustofil musi tego spróbować w Cabourgu choć raz w życiu.