Obca Manipulacja
Powiedzonko: "Obyś żył w ciekawych czasach" jest niezbyt sympatycznym życzeniem perskim, chociaż ta klątwa dotyka Polaków bardziej aniżeli Persów, bo Polacy żyją w czasach "ciekawych" (krwawych, dramatycznych, ale i komicznych równolegle) od prapoczątków, vulgo: od pradziadów Mieszka I. Czwarty wieszcz, Cyprian Kamil Norwid, pisał:
"Tragedia jest w Historii, a w życiu
Jest drama z komedią".
Przeżywamy dzisiaj "dramy" rozmaite (katastrofowe hekatomby, rządy dupków, hołdowanie łotrów, etc.) i "komedie" rozmaite (palikotyzacja dyskursu, groteskizacja polityki zagranicznej, eunuchizacja gospodarczego rozwoju, etc.), a jednym z czołowych komediodramatów vel jedną z czołowych tragifars jest regularne destabilizowanie naszej sceny politycznej i sfery ekonomicznej przez "cichociemnych" wroga, ergo: przez tzw. "Agentów wpływu" pracujących dla sąsiada wschodniego. Z natury rzeczy ich aktywność ma miejsce w cieniu, w mroku, w głębi niewidzialnej gołym okiem ("deep cover"), więc mówi się o tym rzadko. A trzeba mówić.
Zacznijmy od tego, iż jest to robota zupełnie normalna i globalna - wszystkie służby specjalne tego padołu prowadzą na terytorium innych państw działalność nie tylko wywiadowczą (szpiegowską), lecz i "kukiełkową" (manipulacyjną), starając się pozyskać (zwerbować) znaczące figury polityczne, biznesowe tudzież medialne, i uczynić z nich swoje marionetki ("agentów wpływu"). Pierwszorzędne znaczenie ma taki werbunek w dwóch przypadkach: w grach między mocarstwami i w grach między sąsiadami. Dla nas oznacza to grę przeciwko Polsce kilku państewek i dóch dużych państw, ze szczególnym uwzględnieniem megasąsiada wschodniego.
Ruś miała swoich "agentów wpływu" u boku naszych władców już od Bolka Chrobrego. Działali, rzecz prosta, cichaczem, udając patriotów i lokalne sługi władcy; rzadko musieli działać w drastyczny sposób. Taka konieczność zaszła wówczas, gdy król Stefan Batory po raz ostatni wytłukiwał carowi Iwanowi Groźnemu kły imperialistyczne żelazną pięścią. Chciano temu zaradzić agenturalnie, szczując Sejm polski przeciwko królowi, jednak Sejmowi, mimo wysiłków, nie udało się spacyfikować (rozbroić) króla, więc zastosowano skuteczniejszy środek. Batory nie latał samolotami, przez co odpadła koncepcja błędu pilotów i nacisku dowódców - trzeba było użyć medykamentu, który podał monarsze (1586) jego przyboczny lekarz, doktor Simonius lub doktor Bucelli lub ex aequo (monografię na temat tego trucicielskiego zamachu opublikował Jerzy Herman Z. Scheuring w Londynie, 1964).
Szczególne nasilenie działalności ruskich "agentów wpływu" w sferach rządowych Rzeczypospolitej to okres Saski, a jeszcze bardziej Stanisławowski - druga połowa wieku XVIII. Zgangrenowany przez agenturę Sejm zadekretował pierwszy rozbiór Polski (1772). Nie była to jeszcze zupełna likwidacja państwa polskiego, więc pracowano dalej, kupując renegatów. Chętnych nie brakowało. Rozmiary tego procederu były straszne, szokowały samych Rosjan - carski szpieg Wigel parskał "- Zdradzają ojczyznę tak, jak ich córki mężów!", zaś carski ambasador Saldern warczał o kupionych przez siebie: "- Jedną ręką podawać sakiewkę, a drugą bić po twarzy!". Aleksander Bruckner nazwał tych "agentów wpływu" (Potockich, Branickich, Rzewuskich, Lubomirskich, Ponińskich, Sułkowskich, Massalskich i in.) "szują, która zaważyła ciężko na losach Rzeczypospolitej (1931). O nich jest moja powieść historyczna ("stanisławowska") "Milczące psy" (1990). Głównym rosyjskim "agentem wpływu" była pierwsza osoba w państwie (precedens?), "król Staś", kolaborant Petersburga, którego caryca Katarzyna zwała "woskową kukłą", rosyjscy ministrowie przezywali równie szyderczo "plenipotentem rosyjskim", zaś historyk Aleksander Kraushar określił jednym słowem: "najmita" (1897). Ci "najmici" wytarli Polskę z mapy Europy jak gumką.