Ruchome bieguny
Kryzys kiedyś minie, ale w nowym świecie Ameryka i Europa będą odgrywały dużo mniejszą rolę
W filmie „2012” Rolanda Emmericha, bombastycznej opowieści o końcu świata, ziemię nawiedzają wszystkie możliwe nieszczęścia. Trzęsienia ziemi, wybuchy wulkanów, wreszcie monstrualna powódź przywodząca na myśl opowieść ze starotestamentowej Księgi Rodzaju. W pewnym momencie zmieniają się nawet magnetyczne bieguny globu: ten południowy nie leży już gdzieś na Antarktydzie, lecz w… amerykańskim stanie Wisconsin.
Grupka dzielnych bohaterów zmierza do Chin, gdzie czeka na nich ratunek. Wydaje się, że w samolocie zabraknie paliwa, by dolecieć do celu, ale nagle okazuje się, że Chiny przybliżyły się do nich o 2 tys. km. Kiczowaty obraz hollywoodzkiego reżysera z niemieckim paszportem kończy się połowicznym happy endem: nasi ulubieni aktorzy uchodzą z życiem, choć cała planeta to jeden wielki ocean.