Tajne służby i co dalej
Problemem III RP są nie tylko byli esbecy posiadający ciągle duże wpływy, ale również brak pomysłu na wykorzystanie z pożytkiem dla państwa doświadczonych funkcjonariuszy
W III RP na czele tajnych służb – zarówno wojskowych, jak i cywilnych – stało prawie 30 osób. Wśród nich byli i politycy, i doświadczeni oficerowie. Jedni sprawdzili się na tym stanowisku, inni do tego się nie nadawali. Jednak po odejściu ze służby mieli duże problemy ze znalezieniem pracy w sektorze państwowym. W efekcie większość z nich trafiła do prywatnego biznesu, gdzie ich wiedza i kontakty szybko przełożyły się na krociowe zyski. Najlepszym przykładem jest gen. Gromosław Czempiński, w latach 1993–1996 szef Urzędu Ochrony Państwa. Po odejściu ze służb nie tylko był związany z kilkudziesięcioma przedsiębiorstwami, ale również doradzał prywatnym podmiotom przy bardzo wielu transakcjach w Polsce, w tym również dużych prywatyzacjach.
Ten problem dotyczy jednak nie tylko szefów służb, ale również doświadczonych funkcjonariuszy, którzy przez lata pracy zdobywali bardzo wrażliwą z punktu widzenia bezpieczeństwa państwa wiedzę.
Doktor Leszek Pietrzak, były członek komisji weryfikacyjnej WSI, uważa, że im mniej ludzi służb w spółkach Skarbu Państwa, tym lepiej. – Przez wiele lat w Polsce było tak, że wiedza nabyta przez ludzi służb była wykorzystywana do ich ulokowania się poza służbami – podkreśla. Wielu z nich trafiało dzięki temu na kierownicze stanowiska w państwowych przedsiębiorstwach. – W Polsce ludzie służb nie powinni być więc zatrudniani w spółkach Skarbu Państwa, nie mówiąc już o zarządach, gdyż wówczas maleje wpływ państwa na te spółki – uważa Pietrzak.