Gdzie jest prawo?
Skoro można bezkarnie obrażać uczucia religijne, to jakie jest miejsce chrześcijaństwa w polskim życiu publicznym? Gorsze?
Kilka lat temu lider zespołu Behemoth, Adam Darski „Nergal”, podczas jednego z występów, podarł na strzępy egzemplarz Biblii i nazwał ją „księgą kłamstwa”. W zeszłym tygodniu sąd w Gdyni orzekł, iż nie jest to przestępstwem.
Wcześniej mieliśmy przypadek mężczyzny, który przebrany za motyla pląsał wśród uczestników procesji Bożego Ciała na ulicach Łodzi. Zgrywając się w tak głupawy i żenujący sposób z uczestników uroczystości, osobnik ów chciał – jak sam twierdzi – zaprotestować przeciwko zawłaszczaniu przestrzeni publicznej przez Kościół. Zawiadomiona o tym zdarzeniu prokuratura nie podjęła żadnych kroków.
Po ubiegłorocznych bluźnierczych gestach pod krzyżem przed Pałacem Prezydenckim nie powinno już nic dziwić. Wszystko to ma swój kontekst. Chrześcijaństwo w Polsce powoli przestaje być elementem wspólnego, narodowego dziedzictwa i staje się jedną z wielu opcji światopoglądowych. Niezależnie od tego, czy ta sytuacja się komuś podoba, czy nie. Oczywiście to jeszcze nie oznacza masowego antyklerykalizmu. W naszym kraju nie ma powszechnej wrogości wobec Kościoła. Ale obojętność wobec niego przybiera coraz bardziej masowy charakter.
I ta obojętność zaczyna się chyba udzielać urzędnikom państwowym. A skoro tak, to kategorię uczuć religijnych traktują oni jako coś abstrakcyjnego, bo subiektywnego. Tymczasem państwo nie zajmuje się stanami wewnętrznymi obywatela, lecz tym, co można zobiektywizować. A zatem obowiązujące w Polsce ustawodawstwo okazuje się martwe. Czy jednak na pewno?
Wyobraźmy sobie, że Nergal podczas koncertu podarłby Torę albo Koran. Czy nie usłyszelibyśmy, że pupil wielkich mediów to antysemita bądź islamofob, a jego zachowanie nosi znamiona przestępstwa? Pójdźmy dalej i przypomnijmy sobie wszechpolaków skandujących przeciwko postulatom środowisk homoseksualnych: „Chłopak i dziewczyna to normalna rodzina”. „Wyborcza”, kreująca człowieka motyla na bohatera walki o wolność jednostki w państwie wyznaniowym, traktowała tamto skandowanie jako przejaw homofobii, którą należy tępić.
Oczywiście w odpowiedzi możemy usłyszeć, że katolicy są w Polsce grupą dominującą. Ale to będzie niekonsekwencja. Bo – co zauważają też rozmaite liberalne autorytety – chrześcijaństwo traci w Polsce na znaczeniu. I dlatego nie powinno odgrywać już istotnej roli w życiu publicznym.
W takim razie katolikom przysługują takie same prawa, jakie mają inne grupy religijne.