Panu od kolei już dziękuję
Szykował się na ministra sprawiedliwości. Powierzając uprzejmemu adwokatowi jeden z najtrudniejszych resortów, Donald Tusk i Grzegorz Schetyna mieli brać na nim odwet za wcześniejsze partyjne nieposłuszeństwo. Cezary Grabarczyk był wymarzonym kozłem ofiarnym – do odstrzału w trakcie kadencji.
Ale okazał się biegły w wewnątrzpartyjnych rozgrywkach. Raz był potrzebny Tuskowi przy przycinaniu Schetyny. Kiedy indziej premier bał się zadrzeć z frakcją Grabarczyka. I tak minister z przypadku został do końca.
Nie sądzę, aby ponosił szczególną odpowiedzialność za kondycję oddanej samorządom spółki Przewozy Regionalne, której kolejarze zastrajkowali. Ale odpowiada jako członek rządu, to prawda pospołu z premierem, za fatalny stan kolei jako całości – to ciągle instytucja publiczna. I ma na koncie kilka szczególnych przewin. To on poobsadzał spółki kolejowe kolegami. A to z ich winy mieliśmy zamęt z rozkładem jazdy, niezwykły nawet jak na nasze stosunki.
Czas skończyć z mitem ministra kibica, ma on do dyspozycji choćby politykę kadrową. Grabarczyk powinien więc odejść choćby dla czystej higieny. Wybitni premierzy typu pani Thatcher co jakiś czas rekonstruowali swoją ekipę, aby uniknąć rutyny. Podobno Tusk uważa, że za plecami obecnych członków rządu nie ma rezerwowych kandydatów równie dobrych lub lepszych. Jeśli tak, w rządach PO jest strukturalny błąd. Teraz usłyszę, że wszystkie wcześniejsze rządy, że opozycja też... Ależ Tusk rządzi cztery lata i szykuje się podobno na cztery kolejne.