Posmoleński kicz
„Dziennik pisany później” Andrzeja Stasiuka to książka składająca się z zapisków bałkańskich oraz wielkiego eseju o Polsce, będącego literackim bełkotem
Zaczyna się obiecująco – od tekstu z 2005 r. o Albanii. Świetne mikroscenki, zdania, sentencje, sugestia znajomości z tym światem zdegradowanym, zaśmieconym, śmierdzącym, zażyłości z ludźmi, głębokiego spotkania z tajemnicą i lokalnością. Dobrze podpatrzony rytuał męskich przyjaźni i męskiej dominacji w kraju, gdzie czułość do kobiet i schludność to domena zamkniętych wnętrz domostw, zaś na powietrzu świat jest groteskowo męski jak spełniona homoseksualna utopia.
„Właściciele knajp i sklepów spłukują syf z chodników na jezdnie. Wszędzie stoją krzesła i zaraz przyjdą faceci, żeby przesiedzieć cały dzień. Obejmują się i całują, jakby nie widzieli się Bóg wie jak długo, ale przecież siedzieli tutaj w tym składzie minionego wieczoru. Nic się nie zmienia. Dostają swoją kawę, szklankę wody i zaczynają rozmawiać. Od siódmej rano gadają jak baby. Siedzą w rozpadających się miastach, wśród zrujnowanych domów i rozmawiają”.
Wyśmienite 20 stron rozpoczynających książkę pełną nienawiści i cynizmu.