
Między dumą a obciachem
Po raz pierwszy to Niemcy powinni się cieszyć, że z nami nie przegrali. Ale jak tu zapomnieć o wszystkich ułomnościach polskiego futbolu?
Gdy w 91. minucie meczu z Niemcami Jakub Błaszczykowski strzelił bramkę na 2:1, w milionach polskich domów panowała euforia. Obserwowaliśmy historyczne zwycięstwo, pozbycie się kompleksów przez naszych reprezentantów i odrodzenie naszej piłki. Niestety, najwspanialsza od lat chwila trwała zaledwie 180 s. Pełen stadion, nasz bramkarz mający dzień konia, Niemcy pudłujący jak nigdy, w dodatku los zsyłający nam karnego w doliczonym czasie – wszystko jak w pięknym śnie, z którego wybudza nas poślizgnięcie się lewego obrońcy.
Bo w polskim futbolu zawsze musi być jakieś podłe drugie dno.
Gdy przełamujemy złą passę 16 lat chudych i w pięknym stylu (jako pierwsza drużyna w Europie w 2002 r.) awansujemy na mundial, na turnieju kompromitujemy się najbardziej.