Żyję w kraju lemingów
Od sekretarza PZPR do walczącego z rosyjską propagandą narodowca. Marek Król, były redaktor naczelny „Wprost”, mówi, dlaczego wystąpił pod namiotem Solidarnych
Ma pan pecha. Co czwarta osoba, która udzieliła panu poparcia w wyborach, nie potrafiła się podpisać.
To, co zrobiła komisja wyborcza, to skandal. Złożyliśmy ponad 2500 podpisów. Okazało się, że nie figuruję jako kandydat, bo zakwestionowano ok. 600.
Na jakiej podstawie?
Najczęściej z powodu niewyraźnego nazwiska. Nie wiem, dlaczego nie sprawdzono numerów PESEL. Chcieliśmy to sami zweryfikować. Sędzia dała nam niespełna godzinę na przejrzenie dokumentów. Miałem wrażenie, że list było za mało. Ale nie pozwolono przeliczyć podpisów. Znalazłem 150 zakwestionowanych. Gdzie reszta?
Ktoś chciał utopić pana kandydaturę?
Wiem tylko, że do prezydenta Rafała Dutkiewicza dzwonili Aleksander Kwaśniewski i Adam Michnik. Naciskali na niego, żeby mnie skreślił z listy Obywatele do Senatu. Dutkiewicz był po tych telefonach przerażony, trząsł się jak galaretka.