Przez pryzmat niedojrzałości
Debiut powieściowy Wojciecha Chmielewskiego jest zarówno nieschematyczną historią o dojrzewaniu, jak i fałszywie brzmiącą opowieścią o kryzysie wieku średniego
Kawa u Doroty” to pierwsza powieść Wojciecha Chmielewskiego znanego dotychczas z wyrazistych, mocno osadzonych we współczesności opowiadań. Jego wczesne krótkie formy porównywane niezupełnie trafnie do twórczości Marka Nowakowskiego i Kazimierza Orłosia, wydawane pod patronatem tych dwóch nieszczędzących mu komplementów prozaików, zapowiadały pisarza wybitnego, nieulegającego ideologicznym schematom usłużnie podsuwanym przez apostołów tzw. sztuki krytycznej.
Chociaż jego opowiadania dotyczące młodych yuppies zachłyśniętych transformacją ustrojową mogłyby być spokojnie ozdobą lewicowych antologii, to jednak otwarcie na świat duchowy i ukazywanie przeżyć pokoleniowych szerszych niż włączenie się w wyścig szczurów ostrzyło apetyt na królową gatunku – powieść.
Bo przecież w krótkich formach Chmielewski wznosił się bardzo wysoko. Chociażby w „Brzytwie”, opowiadaniu o „goleniu frajerów” przez firmę szkoleniową prowadzącą w Polsce kursy zwiększenia efektywności sprzedaży. Trójka kompanów w toyocie, błahe rozmowy przedstawiające błahe wnętrza reprezentantów pokolenia przełomu. Banalne szkolenie polegające na sprawnej, błyskotliwej nawijce, żarcikach, automotywacji w hamerykańskim stylu. Potem catering, rozdanie certyfikatów i jednocześnie świadomość paradoksalnej skuteczności tych wykładów, całkiem jak nauk głoszonych przez wypalonych, niewierzących rekolekcjonistów. System działa, nawet gdy pasterze już w niego nie wierzą. Słuchacze kursów wrócą do pracy i zaopatrzeni w certyfikaty, podbudowani w swym pościgu za klientami, naprawdę będą bardziej wydajni.