Dobry przykład jest najlepszy
Droga, którą prowadzą dzieci i młodzież edukatorzy seksualni, jest ślepa – dowodzą doświadczenia z różnych krajów. Najlepszejest pozostawienie rozwiązania „tych spraw” rodzinie
Około dziesięciu, a nawet do 15 proc. uczniów i uczennic gimnazjów współżyje. Z faktami nie można dyskutować, trzeba się do nich dostosować – grzmiał niedawno w porannym programie publicznej telewizji dr Grzegorz Południewski. – Aby stworzyć tym ludziom bezpieczne życie, trzeba ich edukować. Niestety, w Polsce tej edukacji nie ma – kontynuował, odwołując się do doświadczeń Grupy Edukatorów Seksualnych Ponton. Doktorowi wtórowała przedstawicielka organizacji, twierdząca, że z telefonu zaufania Pontonu korzysta młodzież, która pyta, czy można zajść w ciążę przez pocałunek.
To najczęściej przywoływany przykład grup lobbujących za wprowadzeniem edukacji seksualnej do szkół. Program wychowawczy Pontonu prześledzić można na stronie internetowej. Nauka zakładania prezerwatyw i stosowania „pigułek po”, nazywanych przez edukatorów antykoncepcją awaryjną, ma stworzyć gimnazjalistom warunki do lepszego, bo „bezpiecznego życia”.
Jedną z głównych metod wywołania społecznego przyzwolenia na edukację seksualną młodzieży jest straszenie statystykami. Najczęściej podawane są informacje ogólne, mówiące, że wiek inicjacji seksualnej z roku na rok się obniża. Badania prof. Izdebskiego przeprowadzone w 2008 r. na zlecenie Krajowego Centrum ds. AIDS pokazują, że inicjację seksualną przed 15. rokiem życia przeżyło 7 proc. badanych. W grupie 15- i 16-latków miało ją za sobą 19 proc. osób, a w grupie 17-, 18- i 19-latków 51 proc.