Papryka kontra burak
Czy PiS straci przez słowa Adama Hofmana o chłopach, którzy zbaranieli po przyjeździe do miasta? Czy może PO po tym, jak Tusk usłyszał pytanie: „Panie premierze, jak żyć?”
Wydarzyło się to na początku września 2001 r. Po Białymstoku biegała z ulotkami grupa chłopaków z Ligi Republikańskiej. Wspierali swojego kolegę, który startował do Sejmu z listy Ruchu Społecznego AWS. Hasło rymowało się z nazwiskiem kandydata: „Tomasz Matan. Budujemy nasz Manhattan”.
Kilka dni później Manhattan kojarzył się światu z niewyobrażalną tragedią. A młody kandydat został z kilogramami zupełnie bezużytecznych ulotek i plakatów. Nie miał pieniędzy na druk nowych, więc kampania dla niego już się skończyła. Dla ogólnego, zresztą bardzo słabego, wyniku RS AWS nie miało to znaczenia, ale widzimy tu podręcznikowy przypadek katastrofalnej wpadki wyborczej.
Kilka takich przedwyborczych katastrof – o czym pamiętają wszyscy organizatorzy kampanii wyborczej – odebrało szanse na wygraną ewidentnym faworytom. W 1995 r. Lech Wałęsa pogrążył się, gdy rzucił na wizji, że Aleksandrowi Kwaśniewskiemu może podać nogę, nie rękę. Dwa lata później, w czasie wielkiej powodzi, premier Włodzimierz Cimoszewicz wyłożył się z frazą o konieczności posiadania ubezpieczeń. Trzeba jednak mu oddać sprawiedliwość, że druga część zdania – której media już nie eksponowały – była obietnicą pomocy dla wszystkich powodzian. W 2001 r. Marek Belka urwał SLD kilka punktów zapowiedzią wprowadzenia podatku bankowego. Politycy Sojuszu do dziś żyją w przekonaniu, że rządziliby samodzielnie, gdyby nie słowa Belki.