Listy PKP
Po tekście Piotra Szymaniaka, który opisał problemy, o jakie nietrudno wsiadając do pociągu, otrzymaliśmy dziesiątki listów. Oto tylko kilka absurdów pokazujących, że z naszą koleją jest znacznie gorzej niż z polskimi drogami. Nadziei nie widać.
Absurdy kolejowe
Jestem w stanie zrozumieć, że na nowe tory, dworce i pociągi będziemy musieli jeszcze poczekać. Coś, co wymaga miliardów, nie powstanie z dnia na dzień. Jednak do szału doprowadza mnie cały szereg sytuacji, których zmiana owych miliardów wcale nie wymaga. Ba, może nie wymaga nawet i milionów, wymaga jednak woli zmian. Tej woli jednak PKP nie przejawiają, dowodząc, iż albo jej decydenci utracili kontakt z rzeczywistością, albo charakteryzują się wyjątkowo wysokim ilorazem debilizmu.
Jak bowiem wytłumaczyć, że:
– Od lat nie można zapewnić podróżnym wystarczającej ilości wody, mydła i papieru w toaletach przez cały czas trwania podróży?
– Od lat nie można wyregulować dworcowych głośników tak, aby nie zagłuszały ich zwyczajne przecież na dworcach gwar i najeżdżające pociągi?
– Od lat nie można zmienić wyjątkowo mylącego sposobu nadawania komunikatów („z toru X przy peronie Y”)? Niejeden raz, gdy dowiedziałem się w ostatniej chwili o zmianie peronu, biegłem wraz z tłumem pasażerów i gorączkowo myślałem: „tor 2 peron 6, czy tor 6 peron 2?”. Czy naprawdę trzeba być drugim Newtonem, by wpaść na pomysł, że perony numerujemy, a torom nadajemy oznaczenie literowe? A ponieważ dla pasażerów istotne jest to, że przy jednym peronie są zawsze dwa tory, więc mogą być to tory „A” i „B” komunikat „z peronu 4 przy torze B” nikogo w błąd już nie wprowadzi. (...)
– Od lat nie można zrozumieć, że kolej pasażerska tym różni się od towarowej, że przewozi ludzi, a nie towary? (...) Czy decydenci z PKP rozumieją, że pasażer jest w stanie wiele wybaczyć, jeśli nie traktuje się go jak tony węgla, lecz jak człowieka, który być może właśnie boi się spóźnienia na ważne spotkanie i ma prawo do rzetelnej informacji? (...)
Tomasz Kaznowski
(...) Chcę nadać tzw. przesyłkę konduktorską z dworca Warszawa Zachodnia. W Internecie sprawdziłem godzinę odjazdu. Chyba 14.10, o ile dobrze pamiętam. Na dworcu (wejście od ul. Kolejowej) jestem ok. godz. 13.57, żeby sprawdzić peron (w Internecie nie jest podany).
Tam konsternacja: na tablicy informacyjnej nad kasami NIE MA pociągu o godz. 14.10, za to jest na tej trasie pociąg o 13.55. Pierwsza myśl: kurcze, ktoś nie zaktualizował danych w sieci i spóźniłem się bez sensu dwie minuty. Druga myśl: spokojnie, może jest opóźniony, może się uda. Ustawiam się w kolejce do okienka informacji. Przede mną stoi tylko jeden pan, który jest właśnie obsługiwany. A raczej próbuje zadać pani w okienku jakieś pytanie… Odpowiedzi niestety się nie doczekał, o godz. 14 pani zasłania żaluzje i z tekstem: „Nie widzi, że mam przerwę, jest napisane” oddala się w nieznanym kierunku. Ja oczywiście nie miałem już szans dowiedzieć się od niej czegokolwiek…
Uczepiony kurczowo myśli, że pociąg może jednak być opóźniony (w stosunku do widniejącej na tablicy godziny odjazdu 13.55), idę na peron widniejący na rozkładzie nad kasami… Stoją jacyś ludzie. Dopytuję, jak to jest z tym pociągiem. Słyszę: „Pan się nie martwi, w Internecie jest dobrze, a tablica i plakaty to ściema”. Wielkie ufff z mojej strony. Nadchodzi godz. 14.10, potem 14.20. Ani pociągu, ani żadnej zapowiedzi, ani widu, ani słychu. Jest 14.30. Hurra, jest zapowiedź: „Pociąg z… do… zwiększył opóźnienie do 30 min”. Około godz. 14.45 w końcu udało mi się nadać tę przesyłkę (...).
Tadeusz Kurpiel
(...) Jechałyśmy z koleżanką PKP InterCity linią Katowice – Warszawa na konferencję. Był marzec. Zimno. Wsiadamy do przedziału, przy oknie siedzi skulony pan w wieku ok. 40 lat. Nie wyglądał ciekawie, więc zaczęły nękać nas wątpliwości różnego rodzaju. Na szczęście po chwili odezwał się i pyta łamaną polszczyzną (jak się okazało, pan był Węgrem), czy możemy coś zrobić, ponieważ jedzie z Budapesztu już dziewięć godzin i jest zmarznięty na sopel lodu. Niestety, nie udało nam się uratować honoru naszego kraju. Kiedy i my zmarzłyśmy na sopel lodu, po interwencji pani konduktorka powiedziała nam, że ogrzewanie nie działa. Kawy i ciasteczka też nie było. Napisałyśmy reklamację. Bez nadziei. Aż tu pewnego dnia, po wielu miesiącach... otrzymałyśmy zwrot za bilety! Mamy cichą nadzieję, że pan z Węgier także podjął tę inicjatywę, wytłumaczyłyśmy mu, jak to zrobić:) Trzeba koniecznie zachować bilety!
Bianka z Czyżowic
W lipcu 2011 r. wsiadłem w Kołobrzegu do pociągu relacji Koszalin – Szczecin. Tyle że zapomniałem w kasie wziąć bilet za 0 zł dla dziecka do lat dwóch, któremu przysługuje przejazd bezpłatny. Kierownik pociągu wystawił mi taki bilet, ale pobrał opłatę za wystawienie biletu w pociągu. Powód? Bo w Kołobrzegu czynna była kasa biletowa. Teraz już wiem, ile kosztuje bilet bezpłatny dla dziecka...
(...) Zupełnie nie pojmuję, dlaczego spalinowe szynobusy jeżdżą na zelektryfikowanych liniach. Przecież od lat produkuje się szynobusy elektryczne, takie jak te znane z linii do Wieliczki, tudzież szynobusy dwunapędowe, dostosowane zarówno do trakcji elektrycznej, jak i spalinowej.
I na koniec pochwała. To dzięki polskiej kolei egzystuje producent jedynego, niezapomnianego szarego papieru toaletowego.