Kaczyński. Półmetek albo finał
Lider był zawiedziony wynikiem PiS. Ale przygotował partię i wyborców na porażkę. Teraz rezygnuje z rozliczeń. Czy PiS czekają stare błędy, czy nowe otwarcie?
W wieczór wyborczy Jarosław Kaczyński panował nad głosem i twarzą. Mówił spokojnymi formułkami, których w tej kampanii używał często. Z drugiej strony nie podziękował swojemu sztabowi wyborczemu. Czy z rozmysłem? Chyba jednak ze zdenerwowania, bo nie podziękował także wyborcom.
Ludzie, którzy rozmawiali z nim tego wieczoru w bardziej kameralnym gronie, twierdzą, że był spokojny i potem nawet dowcipkował. Co jednak działo się w jego wnętrzu? Jedne wielkie emocje?
Do końca miał nadzieję na zwycięstwo. Utarło się przecież, że oficjalne sondaże czołowych pracowni są o kilka procent zafałszowane na niekorzyść PiS, bo ludzie unikają deklaracji za partią antyestablishmentową. Tym razem jednak tak nie było.
W roku 2010 w wieczór prezydenckich wyborów dawał wyraz rozczarowaniu i rozgoryczeniu jeszcze w saloniku na Nowogrodzkiej, zanim wystąpił przed publicznością. Bo dotarły już do niego nieoficjalne wyniki exit pollów.
Rok później był bardziej opanowany, choć miał więcej powodów do wzburzenia. Badania robione na potrzeby partii, inaczej niż te ogłaszane publicznie, nieomal do ostatniej chwili wykazywały możliwość zwycięstwa PiS. Zachwiało się to dopiero w ostatnim tygodniu, ale leciutko. Dziesięcioprocentowej przewagi partii Tuska Kaczyński miał prawo się nie spodziewać.