Sukces Palikota zbudowały dzieci III RP
O tym, kto ostatecznie wygra starcie kuluarowe w Polsce, nie rozstrzygnie wcale polityka, ale aktywność obywatelska
Jesienne powyborcze dni, w czasie których wyborca prawicy nie ma ochoty na nic, a zwłaszcza na włączenie telewizora, wpisały się na dobre w tradycję III RP. Rok 1993 – zwycięstwo postkomunistów. Rok 1995 – zwycięstwo Kwaśniewskiego. Rok 2007 – porażka Prawa i Sprawiedliwości. I teraz ponowna przegrana partii Jarosława Kaczyńskiego. Z biegiem lat okazywało się, że czasami rozczarowanie przeradzało się w coś dobrego. Na przykład z dzisiejszej perspektywy wiktoria młodego lidera postkomunistów w wyborach prezydenckich była błogosławieństwem, ponieważ umożliwiła odbudowę prawicy bez Wałęsy. Bez tamtej klęski nie byłoby zwycięstwa roku 2005.
Dziś jednak trudno szukać nadziei w ogólnie słusznym założeniu, że los jest nieprzewidywalny. Owszem, idą ciężkie czasy. Płynące ciurkiem wieści gospodarcze z zachodniej Europy potwierdzają, że o prosperity będzie ciężko, a może być naprawdę źle. Również na krajowym podwórku zanosi się na kłopoty. Wiele spraw władza podtrzymywała kijkami i patyczkami, byle tylko dowieźć ogólnie poprawny obraz Rzeczypospolitej do wyborów. Już słyszymy o konieczności zmian budżetowych. Czy ewentualne kłopoty zmienią jednak znacząco sytuację polityczną? Mogą, ale nie muszą. Dochowaliśmy się bowiem naprawdę sprawnego systemu zarządzania polską sceną polityczną. Systemu „updatowanego” o dwie klasy w porównaniu z tym, czego świadkami byliśmy przez pierwsze dwie dekady.