Nowoczesność niepożądana
Björk celuje w świat modnych technologii i zalicza pudło. Muzycznie trafia jednak w dziesiątkę
Tak więc Björk wydała na świat gadżet. Bierzesz wersję „Biophilii” przygotowaną na iPada czy iPhona i znajdujesz się w jakiejś kosmicznej przestrzeni. Klikniesz tu, trafiasz na koncert, klikniesz tam – i już grasz w minigierkę, która odsyła cię do następnego utworu.
Piękne to wszystko i kolorowe, ale raczej jak jarmarczny bibelot niż dzieło poważnej bądź co bądź artystki. Nie żeby było coś złego w wielopoziomowym odbiorze dźwięku i obrazu – takie rzeczy nie powstają od dziś i Björk nie jest tu żadną prekursorką. Ale albo robimy multimedialny performance, w którym wizualizacje są elementem dzieła, albo nagrywamy płytę i dokładamy do niej opracowaną przez Apple cyberprzestrzenną maskotkę. Björk oferuje nam tę drugą opcję i właśnie dlatego warto machnąć ręką na całą tę infantylną otoczkę i wybrać standardową wersję płyty. Taką, w której na pierwszym planie jest jednak muzyka.