Wyspiański zmasakrowany
Powiedzieć, że „Wyzwolenie” w reżyserii Piotra Jędrzejasa jest żałosne – to powiedzieć za mało. Spektakl ten jest podły
Warchoły, to wy! – Wy, co liżecie obcych wrogów podłoże, czołgacie się u obcych rządów i całujecie najeźdźcom łapy, uznając w nich prawowitych wam królów. Wy hołota, którzy nie czuliście dumy nigdy, chyba wobec biedy i nędzy, której nieszczęście potrącaliście sytym brzuchem bezczelników i pięścią sługi…”.
Cholera, panie Jędrzejas, ten wybuch Konrada nie za bardzo pasuje do ataku na ludzi spod krzyża. Co z tym zrobimy? Przecież już bardziej podchodzi to pod naszych politycznych sponsorów.
Jak to co?! Wyrzucimy. Niech Konrad wrzaśnie: „Warchoły to wy!” i przegoni grupkę groteskowych Polaków z Krakowskiego Przedmieścia.
No dobrze, ale tam w ogóle nic nie pasuje. Ten prymas nawołujący do posłuszeństwa wobec Watykanu, ten natchniony ksiądz bredzący coś o orle białopiórym – żaden z nich nie przypomina księdza Małkowskiego i innych oszołomów w służbie moherowego świata…
Co na to Piotr Jędrzejas? Jaką decyzję artystyczną podejmie nasz wrażliwy twórca przygotowujący premierę na koniec kampanii wyborczej? Niech prymasa gładzi po udach Muza, to odwróci uwagę widzów, a potem dajmy zbiorówkę: niech palanty spod krzyża skandują „Polska, Polska!”. To i przestanie się zwracać uwagę na niekonsekwencje tekstu.