Zawsze będę żołnierzem
W Afganistanie zginął kolejny Polak. Od 2007 r. poległo ich tam 30. Ciężko rannych jest 300. Po powrocie z misji armia często nie chce o nich pamiętać
Na polskich misjach w Iraku i Afganistanie przez ostatnie osiem lat ciężko rannych zostało ok. 300 żołnierzy. Często były to poważne urazy kręgosłupa albo utrata kończyn. Mniejsze obrażenia odniosło ok. 700. Część z nich wciąż jest w armii. Teraz byłym żołnierzom ma być łatwiej – miesiąc temu prezydent Bronisław Komorowski podpisał tzw. ustawę o weteranach, która poza kwestiami symbolicznymi, jak ustanowienie Dnia Weterana, dokładnie określa ich status i wiążące się z tym prawa.
Oto cztery historie, które mówią o rannych, ich powrocie i problemach z adaptacją do normalnego życia.
1. Łukasz
W Afganistanie służyłem jako saper. Jak to wygląda? Akcja ma być szybka, sprawna i... rura. Jeśli będziesz długo w jednym miejscu, zostaniesz ostrzelany. Jeździliśmy codziennie, przeszukiwaliśmy drogi. Znaleźliśmy ładunek, to go wysadzaliśmy. To jest jak narkotyk. Raz się pojedzie, to będzie się jeździć do końca. Sam się zastanawiałem dlaczego. Gdy leżałem ranny, cały czas myślałem o Afganistanie, nie mogło do mnie dotrzeć to, że wróciłem. Że po dwóch miesiącach zostawiłem kolegów. Nie mam rodziny i na razie nie planuję jej mieć.
Wypadek pamiętam bardzo dokładnie. Jako jedyny nie straciłem przytomności. Na szczęście wszyscy przeżyli. Rany były ciężkie. Nie pamiętam powrotu. Obudziłem się w amerykańskiej bazie wojskowej w Rammstein w Niemczech. Miałem połamane żebra, obrażenia brzucha, uszu, poparzenia nogi. Ale leczenie – trzeba przyznać – było na najwyższym poziomie. Tam, bo w Polsce nie będziemy tego mieli nigdy. Miałem własnego lekarza, który czuwał nade mną całe 12 godzin. Nie zostawiali mnie ani na chwilę samego. Niczego mi nie brakowało: do dyspozycji miałem telefon, telewizor, były klimatyzowane pokoje.