Strach na wróble
Odpowiednikiem PiS za Odrą jest szanowana, współrządząca CSU. Mimo to partia Kaczyńskiego postrzegana jest w RFN niemal jak neonazistowska
Piotr Cywiński
Archiwum inwektyw z niemieckiej prasy dotyczących Jarosława Kaczyńskiego jest przebogate: „Jadowity karzeł”, „złośliwy kurdupel”, „ciasteczkowy potwór”, „wstecznik”, „najstraszniejszy ze strasznych narodowych konserwatystów”, „germanofob”, „awanturski”, „podżegacz”, który „plecie idiotyzmy”, „pluje rządowi Tuska w zupę”, „szczuje przeciw Merkel” i „chce wysadzić w powietrze całą Unię Europejską”. Po przegranej PiS w wyborach do Sejmu między Odrą a Renem odetchnięto z ulgą. W kształtowaniu negatywnego wizerunku prezesa i jego partii, którą straszą publicyści w RFN, mają również udział polscy politycy i sam Kaczyński.
„Naszym zadaniem nie jest pełnienie urzędu sędziowskiego, lecz robienie polityki dla Niemiec” – wzywał swych podwładnych zjednoczyciel i pierwszy kanclerz Niemiec Otto von Bismarck. Dziś żaden niemiecki polityk nie odważyłby się tak jasno postawić sprawy. Gdy w 1998 r. lider lewicy Gerhard Schröder obiecywał rodakom w kampanii wyborczej „niemiecką drogę” – obcięcie płatności RFN na rzecz UE oraz że będzie bardziej zdecydowanie niż Helmut Kohl bronił interesów kraju – w brukselskich kuluarach rozległ się szmer niepokoju. Schröder wygrał, ale w późniejszych wypowiedziach starał się już przestrzegać zasad political correctness. Zasada obowiązująca obecnie na błyszczących parkietach niemieckiej polityki brzmi: nie gadać, tylko robić swoje. Niemcy, jak każdy kraj, mają prawo do dbałości o własne interesy i, co zrozumiałe, z zagranicznych oponentów wolą tych mniej kłopotliwych. Były premier i szef PiS Jarosław Kaczyński do nich nie należy. „Nie chcę być premierem państwa satelickiego, który degraduje własny kraj, lecz premierem suwerennej, niezależnej Polski” – zapewniał przed niedawnymi wyborami, co skrupulatnie odnotowano w wiadomościach telewizji publicznej ARD.
W Niemczech rozdzwoniły się dzwonki alarmowe. Od czasu zimnej wojny nie było w RFN tak postponowanej partii jak PiS. Skrzywioną opinię o Jarosławie Kaczyńskim nasi sąsiedzi wyrobili sobie, zanim jeszcze dobrze przetłumaczono na ich język nazwę Prawo i Sprawiedliwość. W jej ugruntowaniu pomogli polscy politycy, którzy przenieśli swe międzypartyjne rozgrywki i osobiste animozje poza granice kraju.