O donosicielach i grafomanach
Wiesław Zieliński napisał książkę ważną nie tylko dla pisarskiego środowiska Rzeszowa, gdzie się urodził, mieszkał, pisał i kierował oddziałem Związku Literatów Polskich do momentu, gdy na znak protestu przeciwko zasiadaniu we władzach zarządu głównego ZLP tajnych współpracowników służb PRL zrezygnował z członkostwa.
Zieliński próbował tych donosicieli zmusić do ustąpienia – bez skutku. Ustąpił więc sam, spisując jednak czyny i rozmowy (także z akt IPN), i to one dopiero pokazują, o jakim – zgodnie z tytułem – bagnie jest mowa w tej książce. Ktoś powie: jakież to bagno, co najwyżej lokalne bagienko. Gdy jednak przemnożymy te bagienka przez liczbę oddziałów organizacji pisarskiej, ujrzymy obraz może nie apokaliptyczny, ale wystarczająco ponury.
Wyjątkiem pozostaje Andrzej Zaniewski, który miał dość cywilnej odwagi, by przyznać się do zbłądzenia i służenia złu, czego żałuje i za co przeprasza. Myślę sobie, że stać go było na to także dlatego, że był pisarzem prawdziwym, nie malowanym; utalentowanym, a nie tylko „rzuconym” przez partię na „literacki odcinek”.