Gdyby nie…
Fanem „historii alternatywnej” jako sztuki nie jestem, lecz zawsze byłem pełen żądzy wobec historycznych cudów: nie miałbym nic przeciwko temu, żeby dzieje mej Ojczyzny potoczyły się inaczej w pewnych momentach
Tworzący w pewnych dekadach XX wieku znakomity malarz Kazimierz Sikulski trzasnął - pod tytułem „Komendant” – wizerunek Piłsudskiego siedzącego na krześle czy na prostym zydlu niby na tronie, wspartego szablą, mającego wygląd monarszy. Rolę królewskich szat pełnią tam całkowicie zasłużenie mundur i płaszcz Komendanta I Brygady Legionów Polskich. Oryginał tego wielkiego (również parametrami) malowidła, będący moją własnością(zdobi klatkę schodową mojej rezydencji), był kilkakrotnie przez Sikulskiego wariantowo replikowany (jedną z replik posiada Muzeum Narodowe), a w „międzywojniu” jego reprodukcje często wykorzystywano na łamach gazet i książek, również na okładkach (exemplum praca Wincentego Rzymowskiego ” Jak Józef Piłsudski walczył o Polskę”, 1919).
Flankują Piłsudskiego ( który siedzi w pozie króla Batorego na płótnie Matejki) figury Stańczyka i Wernyhory, ujęte przez artystę także według Matejki, i dłońmi, zda się , błogosławiące lub namaszczające Wodza. Daje to dziełu pewien aspekt filozoficzno-historiozoficzny. Cienie narodowego Szydercy i narodowego Wieszczka snuły się wokół Marszałka niby swoiste dobre duchy, godła, może memento, lecz więcej było cieni upiornych, nękających, kąsających, plujących, o których napomknął podczas przemówienia w Sali Malinowej hotelu „Bristol” (1923): „- Był cień, który biegł koło mnie-to wyprzedzał mnie to zostawiał w tyle. Cieniów całe mnóstwo, cienie te otaczały mnie zawsze, cienie niedostępne, chodzące za mną krok w krok, śledzące mnie i przedrzeźniające. Czy na polu bitew, czy w spokojnej pracy w Belwederze, czy w pieszczotach dziecka-cień ten niedostępny koło mnie ścigał mnie i prześladował. Zapluty potworny karzeł na krzywych nóżkach, wypluwający swą brudną duszę, opluwający mnie zewsząd, nie szczędzący mi niczego co szczędzić trzeba-rodziny, stosunków, bliskich mi ludzi-śledzący moje kroki, robiący małpie grymasy, przekształcający każdą myśl odwrotnie. Ten potworny karzeł pełzał za mną jak nieodłączny druh, ubrany w chorągiewki różnych typów i kolorów-to obcego, to swego państwa-krzyczący frazesy, wykrzywiający potworną gębę, wymyślający jakieś niestworzone historie. Ten karzeł był moim nieodstępnym druhem-nieodstępnym towarzyszem doli i niedoli, szczęścia i nieszczęścia, zwycięstwa i klęski”.