
Mistycy i utopiści
Początek i koniec. Stary Dezerter i nowa Siekiera. Co mówią dziś o sobie klasycy polskiego punk rocka?
Dwie biegunowo różne płyty, ale jak to z biegunami bywa, odnoszą się do tego samego. Dezerter, esencja pierwszej fali polskiego punka ze wszystkimi jego wadami i zaletami: koszmarnym graniem i brzmieniem, ale też nieprawdopodobną energią i skrytą pod hasłowymi tekstami mądrością w ocenie świata – wręcz porażającą jak na 20-latków. I Siekiera, wyrachowany projekt (w którym debiutował Tomasz Budzyński, twórca Armii), u swojego zarania jeszcze ostrzejsza niż Dezerter, po kilku latach błysnęła swoim zimnofalowym wcieleniem, by po trzech dekadach wrócić w formie balladowo-folkowej.
Obie kapele wiele łączy – w czasie, gdy po Polsce przewalała się fala solidarnościowych strajków, ich postawa sprawiała, że dla kolejnych pokoleń słuchaczy komunizm jawił się jako oczywiste zło. Obie też tworzyli ludzie nieprzeciętnie inteligentni. Przy czym jedni myśleli o ludziach i konstruowali w tym celu barwne, anarchizujące utopie, drudzy zaś byli indywidualistami i poszukiwali, brnęli w mistycyzujące formy religijności. Dziś i jedni, i drudzy mają pięćdziesiątkę na karku, ale – co ciekawe – ich życiowe postawy nie zmieniły się zupełnie. Dezerter gra to, co grał w 1984 r., tyle że lepiej, Siekiera natomiast, a konkretnie jej lider Tomasz Adamski, wciąż drepcze po omacku śladami Dantego. Łączy je jeszcze jedno. I „Jeszcze żywego człowieka”, zapisu koncertu w Jarocinie w 1984 r., i „Ballad na koniec świata”, pierwszej płyty Siekiery od 1986 r., słucha się z dużym trudem.