Scenariusze dla kontynentu
Europejski bałagan to także polski problem. W miarę naszych możliwości powinniśmy przyczynić się do jego posprzątania
Kończymy przewodniczenie UE. Gmach oddaliśmy na czas, limuzyny też kupiliśmy na czas. Przemówienia zostały wygłoszone. Przewodnictwo kosztowało około pół miliarda złotych. To po części inwestycja w prestiż, a po części „wydatek statutowy”. Po traktacie lizbońskim praktyczne znaczenie „przewodnictwa” jest znikome, a kryzys zredukował jego wartość nieomal do zera.
Platforma zdecydowała się na strategię prezentowania Polski jako pierwszego ucznia w unijnej klasie. Donald Tusk powiedział w Brukseli: „Potrzebujemy więcej Europy”, co spodobało się eurodeputowanym i znacznej części krajowych komentatorów. Stefan Niesiołowski uznał nawet, że Tusk jest nowym Schumanem. Nie bardzo wiadomo jednak, na jakiej podstawie oparta jest ta dyrektywa. Domysły niepokoją.
Budowanie bilansu członkostwa (a więc i oceny umowy akcesyjnej) jest niepoprawne – pachnie eurosceptycyzmem. Nie jest przypadkiem, że właściwie nie ma „bilansowych analiz”. Zresztą ogromna część „badań nad Unią” jest prowadzona za jej pieniądze. Brukselska biurokracja bardzo skutecznie sponsoruje opiniotwórcze środowiska, co ma wielkie znaczenie dla jej obrazu.
Leszek Miller i Aleksander Kwaśniewski – przy okazji celebrowania przewodnictwa – uskarżali się, że pomijane są ich zasługi. Są więc przekonani, że słuszna była rezygnacja z warunków akcesji, jakie forsowali poprzednicy. Rząd AWS (z Jerzym Buzkiem na czele!) domagał się pełnych dopłat dla rolników i obniżki składki… sięgającej 80 proc. Rząd SLD i PSL zaakceptował obniżkę dopłat dla rolników o 75 proc. i zrezygnował z postulatu obniżki składki. Od początku płacimy 100 proc. Podobne warunki zaakceptowały inne kraje postkomunistyczne. To m.in. dlatego rozszerzenie z roku 2004 okazało się dla Unii wyjątkowo tanie. Pośrednią, ale dobrą tego miarą jest unijny wskaźnik dystrybucji budżetowej, który na lata 2000–2006 był ustalony na poziomie 1,28 proc. PKB, a na kolejne siedem lat na poziomie 1,01 proc., choć przyjętych zostało dziesięć zasadniczo słabiej rozwiniętych krajów i nastąpiło pogłębienie integracji.
Ustępstwa poczynione przez rząd Millera trudno jednak ocenić jednoznacznie. Nie jest pewne, czy trwanie przy dalej idących postulatach nie prowadziłoby do pominięcia Polski w tamtym rozszerzeniu Unii. Jednak wydaje się, że twarda postawa, choć wydłużyłaby negocjacje, pozwoliłaby uzyskać korzystniejsze warunki. Tej strategii rząd Millera nie brał pod uwagę, bo chciał za wszelką cenę stać się akuszerem naszego członkostwa w UE.