Apeluję do was o nawrócenie
Wywiad z Radosławem Sikorskim, ministrem spraw zagranicznych
Piotr Gabryel i Paweł Lisicki
Panie ministrze, czy uważa pan, że w dającym się przewidzieć czasie – do roku 2015 albo 2020 – jest możliwe powstanie czegoś, co można by określić mianem federacyjnych Stanów Zjednoczonych Europy?
Jeśli chcemy poważnie potraktować tę kwestię, to powinniśmy zdefiniować pojęcia. Pojęcie federacji pochodzi od łacińskiego foederatio – przymierze. I oczywiście można dyskutować, czy Unia Europejska jest federacją, czy też nią nie jest. Według wąskiej definicji mówiącej, że państwo federacyjne to takie, w którym jądro suwerenności jest na szczeblu federalnym, UE federacją nie jest. Ale o federacji można mówić także w szerszym znaczeniu: jako o związku państw. Mnie słowo „federacja” nie przeraża, choć zawsze mówię o państwach członkowskich UE, a państwowość zawiera w sobie domniemanie suwerenności, bo tylko państwa są suwerenne. Dlatego wydaje mi się, że powinniśmy uznać, iż Unia Europejska jest bardzo ścisłym związkiem państw o wielu cechach federacji, który tym się różni od innych federacji, że należące do UE kraje zachowują suwerenność w tym kluczowym znaczeniu, jakim jest możność przystępowania do niej i występowania z niej.
Skojarzenia ze Stanami Zjednoczonymi są naturalne, bo to najstarsza i najpotężniejsza demokratyczna federacja na świecie, ale o tyle ryzykowne, że w USA istota federacji została rozstrzygnięta w drodze wojny. Przed wojną secesyjną mówiono „United States are” („są”), a po niej „United States is” („jest”). Właśnie po to, aby tego niebezpieczeństwa uniknąć, w traktacie lizbońskim zawarliśmy procedurę wychodzenia z UE. Mam nadzieję, że to uspokaja tych wszystkich, którzy obawiają się, iż UE mogłaby być dla jakiegoś państwa więzieniem.
Powiedział pan niedawno, że „państwa członkowskie Unii powinny mieć co najmniej tyle autonomii, ile mają stany USA”…
W dyskusjach o federalizmie przykłady zaczerpnięte ze Stanów Zjednoczonych czy Szwajcarii bywają poręczne. W tym przypadku była to figura retoryczna w obronie prerogatyw państw członkowskich Unii Europejskiej. Powinny one mieć – jak mówiłem – autonomii nie mniej, a więc więcej niż stany USA. Miałem na myśli to, że jedności USA nie przeszkadza to, iż na przykład kwestie Kodeksu karnego czy kary śmierci regulowane są na poziomie stanowym.
Te definicyjne spory są ważne, ale u podstaw obecnej debaty o federacyjności Europy leży gigantyczny kryzys w strefie euro. A w tym kontekście jasno mówi się o jednym: bez ścisłej unii fiskalnej, a więc – w istocie – bez stworzenia jednego państwa, wspólna waluta nie przetrwa.