Buława w plecaku posła
Tydzień temu typowałem tych, którzy najbardziej wygrali i najbardziej przegrali w roku 2011. Dziś szukam polityków, którzy rokują największe nadzieje w dalszej perspektywie. Którzy są przyszłymi premierami, może prezydentami...
W roku 2009 pośród rozważań o tym, kto zastąpi Donalda Tuska, kiedy ten zechce być prezydentem, pojawił się przeciek z otoczenia premiera. Brzmiał on tak: jeśli nawet tekę premiera otrzyma Grzegorz Schetyna, Tusk wolałby, aby kierownictwo w partii objął ktoś inny. Kto? Może… Sławomir Nowak?
Nie wiadomo, czy sam Nowak znał z pierwszej ręki te pomysły. Był wtedy oddanym szefem gabinetu pilnującym kalendarza lidera. W roku 2010 został przegnany z kancelarii z całą ekipą starych platformersów, a rozważania okazały się funta kłaków niewarte, skoro Donald Tusk pozostał tam, gdzie był. Ale Nowak nie przestał być obiecującym politykiem. Jest dziś ministrem ważnego resortu. Polskę obiegł żart, jak to w noc wyborczą ustalano dla niego przydział. Chcesz być, Sławek, ministrem czego? Sportu. Aha, transportu. Tak się pozostaje w grze.
Za to sam fakt tamtych typowań pokazuje, jak najłatwiej być w obecnej polskiej polityce obiecującym. Kluczem jest wola, czasem kaprys szefa. Na takiej zasadzie Ewa Kopacz została marszałkiem Sejmu (łączy ją z premierem więź, co najmniej od czasu, gdy pomagała mu w sprawie leczenia siostry). Naturalnie liczą się też talenty, głównie jednak takie, jakie preferowane są na każdym dworze. Czy to wszakże dobry punkt wyjścia do osiągnięcia podmiotowej pozycji?