Paradoks Havla
Polacy czczą czeskiego prezydenta myśliciela, wspominając jego odwagę z czasów komuny. Ale nadal mało wiemy, jak wpłynął on na kształt demokratycznych Czech po 1989 r.
Takiego spontanicznego i masowego konduktu żałobnego nie widziała Praga od pogrzebu Jana Palacha w 1969 r. 21 grudnia dziesiątki tysięcy mieszkańców stolicy Czech odprowadzały trumnę prezydenta Václava Havla w drodze z kościoła św. Anny na Starym Mieście do katedry św. Wita na Hradczanach. Polacy z ogromnym szacunkiem oglądali migawki z pożegnania prezydenta myśliciela. Trumnę wieziono na tej samej lawecie, na której w 1937 r. spoczywała trumna prezydenta Tomasza Masaryka, poprzedniego czeskiego „filozofa na tronie”. Ale miłość Polaków do czeskiego przywódcy jest dość specyficznym fenomenem. Bardziej szanowano w nim człowieka, który rzucił wyzwanie komunistom, niż rozumiano różnice w drogach, jakie przebyły Polska i Czechy w ciągu ostatnich 20 lat.
Havel jako postać Polakom nieznana? Wielu czytelników zaskoczy takie stwierdzenie po tym, jak w ostatnim tygodniu czeskiego prezydenta żegnali weterani polskiej opozycji, liczni działacze „Solidarności” i ludzie zaangażowani w dialog z naszym południowym sąsiadem.