Dyskretny urok bossa Nucky’ego Thompsona
Zaczął się w HBO drugi sezon „Zakazanego imperium”. Film świetny, ale czy nie jest progangsterski?
Mówi się o serialu jako o dziele Martina Scorsese, który reżyserował tylko pierwsze odcinki. Tak naprawdę „Zakazane imperium” to produkt ekipy sprawnych rzemieślników (samych scenarzystów jest... 13). A przecież pierwszą serię przyjąłem z entuzjazmem – jako film niezwykle oryginalny, mniej nawet kryminalny, bardziej przypominający historyczną epopeję.
Scenariusz, który jest precyzyjną układanką wielu ludzkich losów, opowiada historię na poły gangsterskiego, na poły politycznego imperium Enocha Nucky’ego Thompsona, równocześnie wielkiego handlarza alkoholu podczas prohibicji i republikańskiego bossa miasta Atlantic City. Fenomen masowej i mocno zrośniętej z polityką przestępczości miesza się tu z obrazkami ilustrującymi przemiany społeczne i obyczajowe lat 20. w USA. Kryminalna fabuła ich nie przesłania. Można by nawet rzec, że jak na kryminał akcja rozwija się wolno. Ale dzięki temu możemy się delektować smaczkami, zwłaszcza że w filmie występują dziesiątki postaci prawdziwych – zarówno z dziejów polityki, jak i mafii. Sam Nucky, tyle że Johnson, też istniał naprawdę.