Majowie mieli rację
Jak tu nie wierzyć Majom, skoro nawet w Polsce świat się kończy
Pieniacz bez hamulców może dziś zostać już nie tylko gwiazdą mediów, ale nawet szefem sejmowej komisji obrony. A przecież to dla Stefana Niesiołowskiego jedynie baza wypadowa. Tego formatu osobowość wyższe sobie musi stawiać cele i gdzie indziej majaczą światła trudnego do zmierzenia intelektu.
Dopóki jednak zajmuje się wyłącznie obrażaniem opozycji i inteligencji słuchaczy, pół biedy. Prawdziwy dramat zaczyna się, gdy bierze się za tematy ważne. Szeroko cytowano jego wypowiedź o zbrodni katyńskiej, że „nie jest ludobójstwem”. Argumenty, że była to zbrodnia wymierzona w jedną grupę etniczną i jako taka musi być za ludobójstwo uznana, nie docierają. Teraz entomologos palpitacjones wziął „na warsztat” temat śledztwa smoleńskiego.
Na pytanie, dlaczego wciąż funkcjonują różne godziny katastrofy, odpowiada, że to najzupełniej normalne, bo... każdy ma inaczej ustawiony zegarek. To tylko początek jego ustaleń. Oto odkrywa najskrytszą komórkę PiS-owców, zakotwiczoną, tak, tak, w Departamencie Obrony USA, a konkretnie w jednym z jego wydziałów, zwanym NASA. Pytam za Niesiołowskim: jak można badanie Kosmosu powierzyć ludziom, którzy prof. Wiesława Biniendę poprosili o udział w pracach komisji badającej przyczyny katastrofy promu kosmicznego „Columbia”?! Na domiar złego nadal przyznają mu wyróżnienia i nagrody.
Trzeba było wielkiego znawcy lotnictwa komarów, much i pszczół, by odkrył przed amerykańską agencją kosmiczną prawdę o Biniendzie. „Dla mnie pokazywanie tych nieuków z USA to kompromitacja” – orzekł Niesiołowski po konferencji Macierewicza. Skąd tak surowa ocena eksperta z NASA dokonana przez eksperta z PO? Otóż Binienda ośmielił się podważyć rzetelność raportu Millera i przekonuje, że skrzydło tupolewa nie mogło rozpaść się po uderzeniu w brzozę. Niesiołowski o uderzeniach w brzozę zdanie wyrabiał sobie wiele razy i dlatego obstaje przy swoim.
Owo „swoje” reprezentuje tu m.in. Jan Osiecki, współautor książki „Ostatni lot”, potwierdzającej tezy raportu MAK, w tym obecność gen. Błasika w kokpicie. Dziś Niesiołowski i Osiecki mają do wyboru: przyznać, że byli naiwni i przeprosić albo brnąć w rosyjską propagandę. Wybierają to drugie. „On nie ma pojęcia o fizyce lotu” – mówi w TVN24 Osiecki, pasjonat lotnictwa, o facecie, który pracuje dla NASA. Świat się kończy.