Co dalej... Z prokuraturą?
Wysoka gorączka w polskiej prokuraturze nie spada już od trzech tygodni. Kiedy pułkownik Przybył wypalił, najpierw nazwano to próbą samobójczą, potem postrzałem w policzek, w końcu samookaleczeniem. Dlaczego poznańska tragifarsa wzbudziła takie zakłopotanie w Platformie? Zachowanie
szefa Naczelnej Prokuratury Wojskowej gen. Parulskiego, który publicznie skrytykował swojego przełożonego, powinno spotkać się z natychmiastową zgodną reakcją władz państwa. Ale tak się nie stało.
Parulskiego w obronę wziął prezydent Komorowski, a premier Tusk szybko stracił zainteresowanie tym konfliktem. Wniosek prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta o odwołanie Parulskiego zawisł w powietrzu. Warto też zastanowić się nad tym, kto chciał, by plany włączenia prokuratury wojskowej do prokuratury cywilnej dotarły do szerokiej opinii publicznej w kontekście pożałowania godnej szarży Przybyła. Jeżeli ktoś był przeciwny takiemu rozwiązaniu, to zachowanie gen. Parulskiego powinno rozwiać jego wszelkie wątpliwości. Co ciekawe, nikt jakoś nie przejął się tym, że Parulski wypowiadając posłuszeństwo przełożonemu, poparł też łamanie prawa przez swoich podwładnych, którzy zbierali billingi dziennikarzy i domagali się ujawnienia treści ich SMS-ów. Telefony i SMS-y dotyczyły odsuniętego od śledztwa smoleńskiego prokuratora Pasionka.
Czy dziwna opieszałość prezydenta i premiera w tej sprawie może mieć tak proste wytłumaczenie?