Dejmek. Bohater mimo woli
„Dziadami” Teatr Narodowy chciał wpisać się w nurt obchodów… 50. rocznicy rewolucji październikowej. Zarzut o „antyradzieckości” spektaklu pojawił się wbrew intencjom reżysera
W 1968 r., 30 stycznia „Dziady” w reżyserii Kazimierza Dejmka (1924 – 2002) zostały wystawione na scenie warszawskiego Teatru Narodowego po raz czternasty, a zarazem ostatni. Po przedstawieniu przed pomnikiem Adama Mickiewicza odbyła się demonstracja studentów przeciw cenzurze. Czy Dejmek tego chciał, czy nie, przedstawienie stało się faktem politycznym. Swoistym preludium do wydarzeń Marca ’68.
Pseudonim Ter i But
Ojciec reżysera, Henryk Dejmek, pochodził z Czech. Osiedlił się w Zakopanem. Kiedy zaczął mieć problemy z pracą, pomógł mu szwagier, Stanisław Kwiatkowski, w okresie międzywojennym naczelnik ośmiu więzień, od Włodzimierza Wołyńskiego po Rzeszów i Tarnów. – Od pewnego momentu losy wujka Henryka zaczęły się dublować z losami mojego ojca. Z braku pracy wujek podjął ją tam, gdzie ojciec, tzn. w więziennictwie – opowiada Wacław Kwiatkowski. – Był na różnych placówkach, m.in. w Kowlu, i tam urodził się Kazek. W końcu wylądował w Rzeszowie.
Tam Kazimierz Dejmek uczęszczał do gimnazjum. W wywiadzie udzielonym Annie Chmielewskiej i Wiktorowi Woroszylskiemu, opublikowanym już po jego śmierci w miesięczniku „Teatr” nr 12 z grudnia 2003 r., wspominał, że w 1940 r., jako 16-latek, przez czysty przypadek nie pojechał w transporcie do Auschwitz. „(…) była w Rzeszowie wielka łapanka na uczniów gimnazjalnych. (…) Mnie nie było, rodzice władali niemieckim i jakoś tam się wyłgali (…)”.
W 1943 r. Dejmek wstąpił do Oddziałów Specjalnych Stronnictwa Ludowego, a następnie trafił do partyzanckich oddziałów Armii Krajowej. Z rekomendacji por. Jana Fredyka „Beja”, oficera łączności, znalazł się w oddziale partyzanckim obwodu AK Rzeszów o kryptonimie „Rakieta”. Jak podaje w książce „Strzępy wspomnień” Roman Konieczkowski, dowódca placówki AK Strzyżów, do „Rakiety” została włączona 6-osobowa grupa rzeszowska Dejmka, używającego pseudonimów Ter i But. „Grupa ta była dobrze uzbrojona w broń pochodzącą ze zrzutów, wyszkolona, zdyscyplinowana i doskonale przygotowana do działań partyzanckich, gdyż uprzednio przez szereg miesięcy stanowiła ubezpieczenie ruchomej radiostacji nadawczej rzeszowskiego inspektoratu AK” – wspomina Konieczkowski.
– Wykazy ewidencyjne przypisują Dejmka do placówki nr 50 – niebyleckiej. Ta partyzantka organizowała się w Gwoźnicy Górnej – informuje Piotr Szopa, historyk z rzeszowskiego oddziału IPN.
– Musiał on być albo wyróżniającym się żołnierzem, który trafił tam w nagrodę za udział w różnych akcjach, albo musiał być „spalony” na swoim terenie.