Przegląd tygodnia Mazurka & Zalewskiego
Z życia koalicji
Doktor Mucha nieoczekiwanie okazała się feministką i kazała do siebie mówić „ministro". Wzbudziła tym entuzjazm Magdaleny Środy i samcze rechoty samców. My chcielibyśmy zauważyć, że feministyczne deklaracje ministry są bardzo świeżej daty i chyba zostały wywołane pasmem straszliwych kompromitacji tejże. Rozumiemy, że od tej pory każdy nieudolny minister zamknie gębę krytykom, oświadczając: „Jestem Żydem", „Jestem gejem", „Jestem szamanem" albo „Jestem kompletnym idiotą i sobie wypraszam".
Łapiemy panią ministrę na niekonsekwencji. Bo dlaczego pani ministra, ale doktor Joanna Mucha? Przecież powinno być doktora. Doktora Mucha. Skoro pani ministra nie chce się tak tytułować, to my ją wyręczymy. Jak ministra powiedziała A, to doktora musi powiedzieć B.
Tomasz Lis został naczelnym „Newsweeka", co może jakoś odmienić straszliwą bezbarwność tego pisma. Nas jednak najbardziej zainteresował fakt, że tego newsa jako pierwszy podał... portal Tomasza Lisa. Czyli NaTemat.pl będzie miał jednak gorące informacje. Ilekroć Lisa skądś wywalą albo gdzieś zatrudnią. Czyli dość często.
Tydzień temu pozwoliliśmy sobie podać numer telefonu do senatora Janusza Filipa Libickiego, który na Twitterze szukał pracy w naTemat.pl. Bardzo to oburzyło Tomasza Machałę z tegoż portalu, ale sam Libicki mężnie zniósł kilkaset telefonów i około tryliona SMS - ów, jakie otrzymał. Nie ma pretensji, czemu trudno się dziwić – spełniliśmy jego marzenie, by być popularnym. Nie podamy po raz drugi numeru, żeby nie wkurzać Machały. Jak ktoś chce, może zajrzeć do poprzedniego numeru.
Całkiem dobre notowania zbiera w obecnym rządzie Tomasz Siemoniak. Po Klichu pewnie i córka Tuska okazałaby się świetna na tym stanowisku, ale media dostrzegają w Siemoniaku mnóstwo zalet. My też. Na przykład jest bardzo przyjacielski. Kiedyś przyjaźnił się z Pawłem Piskorskim.
Jak go wygoniono z Platformy, zaprzyjaźnił się z Grzechem Schetyną. Kiedy ten popadł w niełaskę, Siemoniak zaprzyjaźnił się z Tuskiem. Nie każdy tak potrafi. Na przykład psy nie potrafią.
Nie wiadomo, czy Kapler otrzyma te swoje pół bańki, bo doktora-ministra-Mucha, nie chce mu jej dać. Szczerze mówiąc, żal nam gościa. Zgodził się wziąć na siebie rolę kozła ofiarnego, wycenił tę usługę na 500 tys., a Tusk z ministrą nie chcą mu zapłacić. Polityka schodzi na muchy.
Romek pisze pozwy – ogłosił na Twitterze Radosław Sikorski. Idzie o prasowe doniesienia, że minister oszukał Władysława Bartoszewskiego. Romek to oczywiście Giertych, chociaż zdrabnianie jego
imienia wydaje nam się dziwaczne i obraźliwe. Gdyby Giertych był prawdziwym endekiem, to sam by pozwał Sikorskiego.
Ciężkie jest życie BOR-owca. W sumie dziesięciu funkcjonariuszy towarzyszyło prezydenckiej parze na wycieczce w teatrze. Co w tym takiego strasznego? No cóż, po pierwsze to był Teatr Na Woli, po drugie grano „Braci Karamazow" Dostojewskiego. To już chyba lepiej zarobić kulkę.
Z życia opozycji
Dawno tu nieobecny Joachim Brudziński postanowił błysnąć. I to dowcipem. „Tusk strąca polityków ze stolców ministerialnych w odbyt sejmowych pokoików" – rzekł w radiu i nas ujął. W końcu „odbyt sejmowych pokoików" brzmi może nazbyt werystycznie, ale jednak niesłychanie trafnie i poetycko.
Niestety, jak to PiS-owiec, gdy już powiedział coś fajnego, to przypadkiem. Okazało się bowiem, że miał być banalny „niebyt", czyli jeszcze gorzej niż „nieżyt". Joachim, weź ty się raz skuj, chłopie (w tym akurat możemy pomóc) i idź na żywca do telewizora, a potem nie prostuj. Naród cię pokocha.
Gastrolansu ciąg dalszy: Ryś Kalisz opowiedział gazetom, że robi sobie – państwo wybaczą dosłowność, ale tylko cytujemy – lewatywy. Nie takie zwyczajne, ale wypasione, w klinice. Technicznych szczegółów czytelnikom oszczędził, lecz powiedział tylko, że to wszystko z miłości. No cóż, w takim razie nigdy nie byliśmy zakochani.