Formatowanie Polek
Imperatyw „atakowania hegemonii małżeństwa” i robienia zawsze na złość konserwatystom oraz Kościołowi jest dla feministek ważniejszy od jakichkolwiek idei
Podstawowa różnica między psychiką męską a żeńską objawia się przed lustrem – oświeciła mnie kiedyś pewna doświadczona telewizyjna stylistka. Mężczyzna, przymierzając niedobrany garnitur, mówi: „Źle skrojony, opina się, odstaje, mój Boże, nawet głupiego garnituru nie potrafią uszyć, jak należy". Kobieta w analogicznej sytuacji reaguje: „Mam za grube (albo za chude, albo krzywe) nogi, zbyt odstający brzuch, jestem za szeroka w biodrach, mój Boże, przecież ja jestem beznadziejna!". Zdaniem wspomnianej stylistki prawidłowość sprawdza się nie w większości czy nawet w przytłaczającej większości przypadków, ale zawsze.
Nie cytowałbym tej opinii, gdyby nie ugruntowywał jej każdy kontakt z tzw. magazynami kobiecymi, zwłaszcza tymi z segmentu „glamour". Podstawowym mechanizmem oddziaływania na targetową czytelniczkę jest tu bowiem nieustanne wzbudzanie w niej poczucia winy i żerowanie na nim. Oczywiście żadne z kobiecych pism nie napisze swojej czytelniczce w oczy: „Jesteś nie taka, jaka być powinnaś". Nie lekceważmy jednak kobiecej inteligencji. Czytelniczka zasypywana wyciętymi spod jednej sztancy przykładami kobiet godnych ustawienia na świeczniku, glamour i na poziomie sama szybko dochodzi do wniosku, że coś jest z nią nie tak. Wykupywanie kolejnych numerów w poszukiwaniu potwierdzenia, że wszystko powinna w sobie i swoim życiu zmienić, trudno wytłumaczyć inaczej niż swoistym masochizmem. Można naturalnie powiedzieć, że w przedstawianiu komukolwiek wzorców pozytywnych, godnych podziwu i naśladowania nie ma nic złego. Pytanie tylko, jakie to wzorce i jak mają się do prawdziwego życia.