
Demokratyzacja po chińsku
Komuniści boją się, że społeczne problemy wyniosą do władzy nowego Mao Zedonga. Zaczynają rozumieć, że bez reform politycznych się nie obejdzie
Premier Wen Jiabao na zakończenie swojej kadencji zdetonował polityczną bombę. Jego apel o polityczne reformy wywołał w Chinach wstrząs. – Musimy podążać drogą reform gospodarczych, strukturalnych i politycznych. Zwłaszcza jeśli chodzi o system przywództwa w partii i kraju. W przeciwnym razie dotychczasowe osiągnięcia mogą zostać zmarnowane, nowe problemy, które pojawiły się w naszym społeczeństwie, nie zostaną rozwiązane i grozi nam powtórka historycznej tragedii, jaką była rewolucja kulturalna – powiedział Wen na zakończenie dorocznych obrad parlamentu. Jego zdaniem demokratyzacja w chińskim stylu musi postępować wraz z rozwojem gospodarczym kraju. – Nie da się jej zatrzymać – zapewniał.
Ostrzeżenie przed powtórką rewolucji kulturalnej musiało być dla Chińczyków szokiem. Wielu z nich ma świadomość, że był to najczarniejszy okres w historii ich kraju. Nikt jednak o tym głośno nie mówi, bo konkluzja mogłaby być tylko jedna: Mao Zedong, który rozpętał anarchię na niespotykaną skalę, był zbrodniarzem, jaki nie ustępuje Stalinowi czy Hitlerowi. Tymczasem rządząca twardą ręką Komunistyczna Partia Chin nie przestała uznawać go za bohatera, by podtrzymać wiarę w rewolucję i zachować jedność partii. Ale czwarte już pokolenie chińskich komunistów panicznie boi się powrotu do władzy człowieka pokroju przewodniczącego Mao.